Skocz do zawartości

panasmaras

Społeczność Astropolis
  • Postów

    2 146
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez panasmaras

  1. Nowa cena za parkę: 800 zł (z wliczoną wysyłką paczkomatem).
  2. Sprzedam parkę okularów Altair UltraFlat 15 mm. Okulary identyczne z APM UFF 15 mm, tylko inaczej brandowane (i z innym kolorkiem obudowy). Szkiełka są dobrze skorygowane, ładnie punktują gwiazdki (w F/5.8), ostrzą niemal po diafragmę, mają wygodny ER. Świetne do lornet kątowych. Pełna specyfikacja TU. Stan okularów oceniam na bardzo dobry. Szkiełka czyste. W zestawie zaślepki i pudełeczka. Cena: 820 zł, zawiera koszt wysyłki paczkomatem.
  3. Sprzedam parę okularów APM Ultra Flat Field 18 mm. Dobrze skorygowane, ładnie punktują gwiazdki (w F/5.8), ostrzą niemal po diafragmę, wygodny ER. Świetne do lornet kątowych. Pełna specyfikacja TU. Stan okularów oceniam na bardzo dobry (pyłki na zdjęciach wyszły przerysowane). Optyka czysta. W zestawie zaślepki góra/dół. Pudełeczek brak, bo okulary przyszły z lornetą. Cena: 820 zł, zawiera koszt wysyłki paczkomatem.
  4. Jak w temacie - kupię okular Explore Scientific z serii 68°, o ogniskowej 24 mm. Wymagania: stan optyki - idealny, stan okularu - bardzo dobry.
  5. Zdecydowanie chodzi o warunki obserwacji. Wczoraj pojawiłem się w Blizinach wcześniej niż ostatnio, przed 21:00, korzystając z nieco lepszej przejrzystości i zyskując parę stopni, jeśli chodzi o pozycję gromady na niebie. Po rozstawieniu sprzętu zadbałem o adaptację wzroku, nawet czerwonej latareczki żałowałem sobie przez pierwszą godzinę obserwacji. Efekt? Wyszło pojaśnienie tam, gdzie miało wyjść - stosunkowo duże, o bardzo słabo określonych granicach. Sprawdziłem, czy podobne pojaśnienie tła pojawia się w innych, losowo wybranych fragmentach nieba, ale nic podobnego w innych miejscach się nie zadziało. Gromada była najlepiej widoczna w parce ES 24 (pow. 20x, źrenica 4,1), z kolei w powiększeniu 32x (źrenica 2,5) zerkaniem wyszła drobnica wokół HD 260597. Tośmy się wymienili Swoją drogą, nie wydaje mi się, żeby rozbijanie tego kręgu gwiazdek wokół HD 260597 było konieczne - Trumplera 5 świeci co prawda częściowo na jego tle, ale centrum gromady jest na południowy zachód od rzeczonej gwiazdki.
  6. Wczorajsze podejście z lornetą kątową 82 mm zakończyło się fiaskiem. Miejsce do namierzenia banalne, ale sama franca za nic nie chciała wyjść - próbowałem powiększeń od 20 do 32 (zakres źrenicy wyjściowej od 4,1 do 2,5). Momentami zdawało mi się, że widzę nieznacznie jaśniejsze tło, dostrzegłem też poświatę od słabych gwiazdek okalających HD 260597, ale Trumpler 5 jest znacznie "głębszym" celem. Niestety. Na stanowisku obok był kolega - w jego dziesięciocalówce Tr 5 pokazał się jako ledwo wychwytywalne pojaśnienie tła, do tego wyszło kilka, może kilkanaście słońc gromady - i to tylko w konfiguracji z ES 20 mm (pow. 60x, źrenica 4 mm). Warunki nie były złe, jednak dalekie od wymarzonych.
  7. Gdyby ktoś sprzedawał dom - piękny, w cichej i pełnej uroku okolicy, jednocześnie dobrze skomunikowany, ale leżący nieco na uboczu, dostępny dla wszelkich środków przemieszczania się i nadający się dla każdego - kupowalibyście? A gdyby podobny opis miałby dotyczyć obiektu na niebie - mielibyście ochotę zerknąć co to za jeden? Jeśli tak, to poznajcie gromadę otwartą NGC 2194. Znajduje się ona w północno-wschodniej części Oriona, gdzieś w okolicy prawego łokcia myśliwego. Z odległości 12 320 lat świetlnych świeci nam jasnością 8,5 mag i zajmuje skromne 10 minut kątowych na niebie. Dwa ostatnie parametry mówią, że obiekt będzie w zasięgu małych lornetek, ale i obserwacje teleskopowe są jak najbardziej mile widziane. Źródło: Astrobin Z ciekawostek historycznych - jako pierwszy ów klaster zaobserwował William Herschel w lutym 1784 roku, nadając mu numer VI 5 w swoim wydanym dwa lata później Katalogu Tysiąca Nowych Mgławic i Gromad Gwiazd. Kilkadziesiąt lat później (dokładnie w 1864 r.) obiekt pojawił się w Katalogu Generalnym jako GC 1383, a w kolejnej dekadzie jeszcze raz - jako zdublowany wpis w Suplemencie Katalogu Generalnego, pod numerem 5380 (wskutek przeoczenia Johna Dreyera, który dopisał gromadę jako niedawne odkrycie Heinricha d’Arrest). Pomyłka została ostatecznie skorygowana dziesięć lat później, w 1888 r. - w momencie publikacji Nowego Katalogu Generalnego. Tym, co wyróżnia NGC 2194 spośród podobnych gromad, jest niska metaliczność jej gwiazd. Odpowiedzialna za to jest właściwość mówiąca, że im dalej od centrum Galaktyki, tym większa przewaga procentowa wodoru i helu nad pozostałymi pierwiastkami. Jako, że mamy do czynienia z obiektem powstałym aż 38 tysięcy lat świetlnych od środka dysku galaktycznego i dodatkowo zawieszonym 600 l.ś. ponad nim, efektem jest gromada, która mimo stosunkowo młodego wieku - ok. 400 mln lat - zawiera gwiazdy o niższej metaliczności niż nasze znacznie starsze Słońce. Mapa na podstawie Taki Star Atlas. Nalot w niewielkiej lornecie robi się sam. Wystarczy zgrubnie wycelować w prawy łokieć Oriona, wyłapać jednostopniowy łańcuszek 6- i 7-magowych gwiazdek, biegnący ze wschodu na zachód, a gromada znajdzie się w polu widzenia. Gdybym miał być bardziej precyzyjny, proponowałbym odszukać półmetek odległości między Betelgezą a Alheną (γ Geminorum), gdzie znajduje się para gwiazd piątej wielkości (73 i 74 Ori). Mając je w polu widzenia, wystarczy odbić 40’ na północny zachód (w prawo do góry przy górującej Betelgezie), aby mieć NGC 2194 w centrum pola widzenia. Co lubię w tej gromadce? To, że odkrywa swoje kolejne i kolejne oblicza w zależności od warunków i użytego sprzętu obserwacyjnego. W niewielkiej lornetce NGC 2194 jest delikatnym duszkiem miękko wtopionym w tło, kapitalnie komponującym się w bogatym kadrze pełnym gwiazd bliższego planu. Średnie lornety zaczynają do tego widoku nieśmiało wprowadzać ziarnistość gromady, ale tutaj dochodzi do głosu wiek naszej bohaterki - 400 mln lat zawsze zdąży wygasić najbardziej prominentne słońca. Co prawda w NGC 2194 zidentyfikowano około dwudziestu “błękitnych maruderów” (i podobną ilość kandydatów na czerwone olbrzymy), jednak żadna z gwiazd nie wybija się tu szczególną jasnością. NGC 2194 w szerokim polu. Zaznaczyłem co ważniejsze obiekty, w tym wspomniany wcześniej łańcuszek gwiazd. Źródło: Aladin Dysponując lornetą 82 mm lub refraktorem 100 mm i mając możliwość zmiany powiększenia, można przyjemnie bawić się tym, co engiecka pokaże. Wraz ze wzrostem powiększenia przychodzi coraz wyraźniejsza ziarnistość i pierwsze oznaki rozbicia, jednak to wszystko dzieje się bardzo płynnie. Obserwując gromadę w powiększeniach 26-32x miewałem momenty, gdzie bardzo wiele zależało od kąta zerkania. Byłem w stanie wyłapać pojedyncze słońca raz z jednej, raz z drugiej strony, ale nigdy po całości. Dodatkowo, widzenie peryferyjne zdradzało obecność kolejnych, słabszych gwiazd oraz tworzonych przez nie ramion, przez co gromada zdawała się tu rosnąć, tam kurczyć, a momentami - przepływać jak jakaś ameba. O rozbiciu mogłem mówić dopiero przy powiększeniu 53x, choć wtedy półtoramilimetrowa źrenica odbierała sporo uroku gromadzie. Doniesienia z Krainy Wielkich Luster mówią o NGC 2194 jako o klastrze bogatym w gwiazdy i chętnie reagującym na powiększenia rzędu 100x. Ja oczywiście i tak wiem swoje, będę więc uparty w lornetkowaniu i powiększeniach jemu właściwych. W końcu niezaprzeczalnym błogosławieństwem dwuocznych jest oglądanie takich obiektów, jak NGC 2194, w szerokim, bogatym polu zimowej Drogi Mlecznej. Orion wciąż wysoko, więc łap okno pogodowe, spróbuj - i daj znać, jak poszło!
  8. Zabawne, że w tej skali zdjęcia jest podobny problem z identyfikacją engieca, jak w lornetkach - z powodu tych kilku okolicznych słabych gwiazdek podobnej co planetarka jasności (tak, wiem, to ta niebieska kropeczka pod rządkiem sklejonych czerwonych słońc). Co do reszty otoczenia, zupełnie przyjemny jest Collinder 69, a i kilka okolicznych ciemnot okazuje się być w zasięgu średnich lornet.
  9. Nie, w tytule nie ma literówki. Po prostu pomyślałem sobie, czemu by nie otworzyć roku obserwacyjnego po imieniu, od odwiedzenia NGC 2022? O ile nie macie nic przeciwko tak dosłownej i banalnej inspiracji... Proponowany obiekt jest mgławicą planetarną położoną w północnej części gwiazdozbioru Oriona, w bezpośredniej bliskości (kątowej) Lambdy Orionis, a fizycznie - 8200 lat świetlnych od nas, w Ramieniu Perseusza. Informacji o samym obiekcie jest jak na lekarstwo, pozostaje mi więc kopypasta z angielskiej wiki. Podają tam, że mgławica została po raz pierwszy zaobserwowana przez Williama Herschela w 1785 roku, który opisał ją jako “znacząco jasną, niemal okrągłą, jak gwiazda o wielkiej średnicy, jak słabo zdefiniowana mgławica planetarna”. Obiekt ma dwie wyraźne warstwy, odpowiadające dwóm kluczowym etapom odrzucania powłok zewnętrznych przez umierającą gwiazdę. Zewnętrzne halo jest pozostałością po “pierwszej fazie skurczów” - podczas odejścia na asymptotyczną gałąź olbrzymów. Rozproszona z tego okresu materia rozciąga się na przestrzeni około połowy roku świetlnego. Bardziej zwarta warstwa wewnętrzna powstała pod sam koniec życia gwiazdy, nosi też wciąż widoczny ślad ciśnienia ją rozpychającego. Obecny rozmiar tego bąbla wynosi około jedną trzecią roku świetlnego - przekładając to “na nasze”, materia ta robiłaby przemeblowanie w okolicach wewnętrznego obłoku Oorta. Gwiazda centralna ma jasność 15,9 mag, przy promieniu zaledwie 6,5% promienia Słońca. Sama mgławica jest znacznie jaśniejsza, ale i tu szaleństwa nie ma - 11,6 mag. NGC 2022 z Teleskopu Kosmicznego Hubble'a (źródło: wiki) Nalot na NGC 2022 jest bardzo prosty - przedłużamy linię wyznaczaną przez φ1 i φ2 Orionis (to te jasne południowe słońca w Gromadzie Lambda Orionis) o około półtorakrotność odległości kątowej tych dwóch gwiazd w kierunku wschodnim, lekko odbijając na północ (czytaj: przy górującym Orionie - troszkę w lewo). Znajdziemy tam parkę gwiazd 7 i 8 wielkości, oddalone od siebie o ok 10’. Tę linię znów przedłużamy w kierunku wschodnim mniej więcej o odległość między nimi. Dysponując odpowiednią aperturą i powiększeniem, coś tam powinno już zamajaczyć. W tej okolicy, oprócz szukanego obiektu jest kilka gwiazd 11-13 wielkości, co może delikatnie dezorientować obserwatora podchodzącego do engiecy z powiększeniem 20-krotnym lub mniejszym. Jednak w miarę przyzwoite rozmiary kątowe, sięgające pół minuty łuku, wraz z charakterystycznym mruganiem mgławic planetarnych powinno wystarczyć, by móc skutecznie zidentyfikować obiekt. Z mojego (raczej niewielkiego) doświadczenia z tą planetarką wynika, że 20x wystarczy, ale warto mieć na uwadze, że w tym przypadku więcej znaczy skuteczniej. Od powiększenia 40x wzwyż nie powinniśmy mieć żadnych wątpliwości, która z obserwowanych gwiazd uschnęła z tęsknoty za fiordami. źródło: Taki Star Atlas, wstawki kolorystyczne własne Pozornie, w wizualu szału nie ma. Ot, szarawe kółeczko, niespecjalnie wybijające się jasnością. Jednak wg opisów na CloudyNights, sporo zaczyna się dziać, jeśli do obserwacji zaprzęgniemy lustra 18” (i większe) oraz zapewnimy powiększenia rzędu 200x (i większe): mgławica zaczyna być wyraźnie elipsoidalna, z jaśniejszą krawędzią zachodnią (uwydatniając w widoku literę C), a w lepszych warunkach (lub większym sprzęcie) - z wyraźnie cętkowanym, słabszym wnętrzem i wyrazistymi krawędziami zewnętrznymi. Z pewnością warto wspomóc się filtrem O III, na który mgławica chętnie reaguje. Z dwuocznego punktu widzenia, obiekt daje sporo frajdy z racji samego odszukania, identyfikacji i bycia blisko limitu możliwości obserwacyjnych średnich lornet. NGC 2022 w szerszym polu. Źródło: Aladin Czy NGC 2022 jest do wyłuskania w 15x70 pod dobrym niebem? Czy pokaże coś więcej w szesnastu calach, a może i w czternastu, przy jednym z mroźnych, ale i krystalicznie czystych wyżowych epizodów? Chętnie się dowiem. Księżyc powoli zsuwa się coraz niżej, więc póki Orion wysoko wisi na niebie, wyceluj w jego głowę, spróbuj namierzyć NGC 2022 - i daj znać jak poszło!
  10. O ile DO Extreme jest fajna do astro, tak do celów turystycznych zwyczajnie się nie nadaje ze względu na gabaryty. Mając podobny dylemat parę lat wstecz, u mnie skończyło się chodzeniem w góry bez lornetki do czasu kupienia lekkiej i poręcznej dachówki. Z drugiej strony, moja mała poręczna dachówka (8x42) zostaje mocno z tyłu, kiedy porównuję ją do swojej 10x50 (Fuji). Ergo - musisz się zdecydować, gdzie chcesz ponieść straty
  11. Obstawiam, że kątowa może wypaść słabiej, oczywiście nadrabiając możliwością przeładowania okularów. Z pewnością straci na rozległych słabiznach, gdzie 25x100 wygra aperturą i źrenicą. Niemniej, przesiadka na kątówę jest świadomym wyborem. Bo jak to szło? Najlepszy sprzęt to ten używany
  12. Slik 700 - albo na oryginalnej głowicy, albo na widełkach Sky-Watchera. Ale za jakiś czas będę musiał pomyśleć o statywie z korbą do wysuwania głowicy centralnej (pogoń za wygodą).
  13. Jak sprawdzam swoje teksty, czytam je w głowie Krystyną Czubówną - zawsze wtedy wydają mi się znacznie bardziej merytoryczne
  14. Tylko po co? To znaczy, zawsze jest po co, ale jeśli chodzi o widoczność wspomnianych w relacji obiektów, to wszystkie (oprócz NGC 2022) są do wyłapania w 10x50, z NGC 1999 włącznie (choć tu pewnie będzie potrzeba naprawdę dobrego nieba). Tak naprawdę dokładnie, to TA.
  15. Komfort obserwacyjny nieporównywalny. Dla mnie to jest obserwować albo nie obserwować. Za stary już jestem na podstatywową kamasutrę.
  16. Trzynaście lat obserwuję niebo i - przynajmniej przez większość tego czasu - to była moja love story. Trzynaście lat obserwuję niebo, z czego dziesięć krzywiąc się i wyginając we wszelkie strony pod statywem lornetkowym, wskutek czego nabawiłem się zniecierpliwienia każącego skakać od obiektu do obiektu, zaliczać coraz więcej i więcej, byle nie zastygać w żadnej pozycji, bo i żadna nie była na tyle wygodna, by chcieć w niej zastygnąć i podziwiać co na niebie, wskutek czego jestem wbrew własnej woli nieopatrzony z obiektami, które niby wszystkie znam, ale których zdaję się nie znać niemal wcale. Trzynaście lat obserwuję niebo, zapominając powoli, co tam jest do zobaczenia. W czwartek miało się wyklarować i się wyklarowało, a ja, ku zdumieniu wszystkich domowników z samym sobą na czele, pojechałem do Blizin. Tak naprawdę miałem wpaść na działkę do Krzyśka dwie wioski obok, ale cóż, sentyment zwyciężył. Na miejscu z ulgą, ale i zadowoleniem stwierdziłem, że niebo jest tu wciąż zupełnie użyteczne, a kiepścizna okołohoryzontalna wynikała może nie tyle z zaśmietlenia, ile z unoszącej się mroźnej wilgoci duszącej wszystko, co nie wychynęło powyżej dwudziestu stopni na sferze niebieskiej. Tego wieczoru uzbrojony byłem w swój świeży nienabytek, lornetę kątową ze stajni APM, czyhającą tylko by łapać fotony swymi osiemdziesięciodwumilimetrowymi obiektywami i wypluwać je z drugiej strony przez jedną z pięciu par okularów, jakie miałem do dyspozycji (Plössle 26 mm, Hyperiony 24, APM Ultra Flat Field 18 mm i 15 mm oraz Morfeusze 9 mm). Zaczęło się od M 42, bo tak, jak kawiarnię najlepiej mi oceniać po espresso a pizzerię - po marghericie, tak nową dwururkę najlepiej sprawdzić na czymś znanym i prostym jednocześnie. Bogaty zestaw szkiełek podał na talerzu cały wachlarz tego, czym Wielka Mgławica Oriona uraczyć może lornecistę - od jasnej, ale zwiewnej, rozlanej plamki w Hyperionach (powiększenie 20x) po ciut ciemnawe impasty w powiększeniach 32 i 53x. Najprzyjemniej chyba jednak prezentowała się w APM-ach 18 mm (26x), dając lornetkową, akwarelową lekkość rysunku, ale z dobrym detalem i przede wszystkim - wyraziście świecącą Mgławicą de Mairana tuż powyżej. Leżącym nieco na północ gromadkom zbyt wiele czasu nie poświęciłem, w zasadzie wcale, odnotowując tylko, że pojaśnienie NGC 1977 jest widoczne, a potem z lenistwa zwykłego, bo tak wygodnie sobie już siedziałem naprzeciwko M42, skierowałem lornetę ciut niżej, łapiąc Dziurkę od Klucza (NGC 1999), która łatwa była we wszystkich powiększeniach, najpiękniej zaś prezentowała się w powiększeniu 32x, będąc już czymś więcej niż tylko lekko rozmytą gwiazdką, bo lekko rozciągniętą, rozmytą gwiazdką. Dalej wpadły gromady wielkopsiańskie, wpierw Messier 41 ze swoim esowatym łańcuszkiem, potem dwa Collindery (132 i 140), choć to raczej taka nieudolna próba ich złapania była, próba zakończona wyłowieniem pojedynczych jasnych słońc na wypranym z wszystkiego tle, słońc, które swym wzajemnym położeniem ledwo sugerowały jakąś klastrowatość, ale równie dobrze sugerować jej nie musiały. Teraz sobie myślę, że szkoda, że nie poświęciłem temu regionowi więcej czasu, a najlepiej i całej czasoprzestrzeni, bo tak najbardziej to właściwie szkoda mi tego, że nie mieszkam nieco bardziej na południe, w okolicach zwrotnika najlepiej, bo tam, pod psią piętą kipi całkiem ładne gwiezdne poletko i chyba nawet jakieś ciemnoty dałoby się na jego tle wyłowić, nie wspominając o owych collinderach, które pewnie swoją klastrowatość musiałyby z tych szerokości wykrzykiwać na całe gardło. źródło tego zdjęcia i każdego kolejnego: Aladin Wróciłem do Kanikuły, a od niej odbiłem w lewo natrafiając na wyraźną tym razem gromadę gwiazd, zbyt wyraźną wręcz by jej nie kojarzyć, ale i zbyt rzadko chyba odwiedzaną, by jednak skojarzyć od razu, szczególnie jeśli wraca się pod niebo po wielomiesięcznej przerwie; zostawiłem chwilowo identyfikację na bok, pokręciłem się niecierpliwie szukając pary messierów 46-47, co w kątowej lornecie przychodzi znacznie trudniej niż w lornecie prostej, bo na tę wyraźnie złośliwą geometrię nakłada się przecież jeszcze demencja, skleroza i zwykła, pielęgnowana przez lata niecierpliwość. Ta ostatnia kazała mi szybko przeskoczyć zupełnie gdzie indziej, do Chichotek, które najciekawiej prezentowały się w źrenicach 3-4 mm i powiększeniach 20 i 26x, a gdzie para piętnastek (32x) zbytnio przygaszała tło i pobliskiego Barnarda 201. Za to przyciemnione tło było zupełnie w porządku przy misiowych messierach, pięknie wyodrębniając jądro i halo ramion M 81 i wyciągając bardziej niż zwykle Jej Cygarowatość M 82, nie okraszoną, niestety, pasmem pyłowym, które wychodzi przy większych aperturach, a może i przy tej samej aperturze, ale większej cierpliwości i/lub wyobraźni. Równie przyjemny widok ukazała nie-tak-zaraz-odległa para messierów 97-108, jeszcze wyraźniej kontrastując puchatość Sowy z drzazgowatością stoósemki, choć niestety, najwyraźniejsza w tym wszystkim znów okazała się moja niecierpliwość widzenia kolejnych i kolejnych obiektów; przeskoczyłem więc dalej, zupełnie dalej, do prawej ręki Oriona i mojej ulubionej NGC 2194, którą zawsze łapię namierzając wpierw moją zupełnie nieulubioną NGC 2169, od której idę po łańcuszku gwiazd w lewo w dół, dopóki miękka plamka światła nie zaświeci tam, gdzie powinna. Engiecka bardzo żywo zdawała się reagować na zmianę powiększeń, ukazując swe oblicze od miękkiego w okolicach 20x po ziarniste przy 32x. Najciekawiej jednak działo się pomiędzy, przy 26x, kiedy ziarnistość się zlewała tylko po to, by zaraz znów się rozziarnić w zależności od kąta zerkania, a cała gromada zdawała się przelewać z boku na bok, na przemian pokazując i ukrywając któreś ze swych rubieży. Znów z lenistwa i znów nie idąc bardzo daleko, przeskoczyłem na Lambdę Orionis, od niej zaś w lewo ku parce 7-8-magowych gwiazd, które wskazywały położenie mgławicy planetarnej NGC 2022. Ta, choć ciemna i kapryśnie mrugająca, dała się zobaczyć dość wyraźnie w objęciach Morfeuszy (53x), nieco bardziej zwiewnie zerkaniem w powiększeniach 26 i 32x, przy czym zauważalnie łatwiejsza była w mocniejszym z powiększeń; na koniec zaś załadowałem do wyciągów Hyperiony, ale przy dwudziestu razach sam już nie wiedziałem czy mgławica bardziej wyskakuje zerkaniem czy może jednak raczej zmyślaniem. Nacieszywszy oczy (i wyobraźnię), powędrowałem na wschód do pięknej w każdym powiększeniu Choinki (NGC 2264), a dalej w dół, znów chcąc złapać messiery 46 i 47, a łapiąc w zamian tę znaną-nieznaną gromadę co wcześniej, potem spróbowałem raz jeszcze z Collinderami 132 i 140, i dałem sobie spokój z nimi raz jeszcze; następnie, wspinając się ku Bliźniętom, znów natrafiłem na tę gromadę znaną-nieznaną, którą przechrzciłem na Irytującą i Wszędobylską, i którą zaczynałem brzydko podejrzewać o bycie Messierem Pięćdziesiąt, choć jej położenie na niebie nie do końca mi pasowało. Po krótkim zlustrowaniu Messierów 35-38, wróciłem do Irytującej i Wszędobylskiej, oczywiście wróciłem nie tak gładko, jak bym tego chciał, co wynikało z tej prostej przyczyny, że tym razem jej szukałem. Zapamiętałem okolicę i skorzystałem w końcu z atlasu, potwierdzając swoje wcześniejsze, brzydkie przypuszczenie, dziwiąc się tylko, że albo owa M 50 wygląda inaczej w powiększeniu 26x niż na mojej przetartej kliszy w głowie, albo po prostu w ogóle wygląda, bo przecież zamiast łamać sobie szyję i plecy mocując się z lornetą prostą, siedziałem sobie wygodnie, lekko pochylony nad lornetą kątową i w końcu przyglądałem się gromadzie na spokojnie, do znudzenia, które nie chciało przyjść, więc musiałem się jej przyglądać do upicia błogością i dopiero podpity mogłem pójść dalej, choć dużo dalej iść mi się nie chciało. Rozprostowałem kości, i pomyślałem, że skoro już wyjąłem atlas i zaświeciłem latarką, mogę poszukać czegoś pobliskiego, takiej NGC 2306 na przykład i tych dwóch pobliskich, 2302 i 2309. Po uzgodnieniu pozycji w atlasie z pozycją lornety nieco się zdziwiłem, bo o ile dwie mniejsze gromady pokazały się zerkaniem, a ta po prawej, czyli na zachodzie, czyli NGC 2302, w powiększeniu 32x pokazała nawet parkę najjaśniejszych swoich słońc na tle lekko ziarnistego pojaśnienia, tak niezmiennie NGC 2306 była dziurą pomiędzy dwiema gwiazdami, które miały ją flankować od północy i południa, flankowały zaś tylko puste nic, niezależnie od intensywności i kierunku zerkania. Niemal zupełnie nie pamiętam, co działo się dalej, ale musiały wpadać jeszcze jakieś obiekty, choć to wcale nie o obiekty już chodziło, a raczej o ponowne odkrycie radości z siedzenia w zimnie i ciemnicy, radości z tego, że gwiazdy są na wyciągnięcie ręki a nie na złamanie karku i przykurcz łopatek, radości ze spokojnego wpatrywania się i spokojnego oddychania, z tego, że znów się bawię obserwacjami zmieniając okulary i żonglując powiększeniami, radości, że w pewnym sensie wracam do tego, co było naście lat temu, choć z zupełnie innej odsłonie. W którymś momencie coś blisko zaszurało w krzakach, zaskrzypiało na śniegu, zasapało w mroźnym powietrzu, lecz po chwili nastąpiła taka cisza, jak tylko pod gwiazdami wyciszyć się świat potrafi; nie wiedziałem więc, czy coś faktycznie przemknęło czy może to były tylko omamy słuchowe. Zrobiła się z tego taka trochę zbyt głośna blizińska samotność, samotność nieco nieprzyjemna i każąca zwijać się do domu, choć tak po prawdzie, to mróz zaczął mnie szczypać jeszcze wcześniej a teraz już nie szczypał, a całego przenikał i wprost wyganiał do auta, kończąc przed czasem mój wytęskniony trochę progressus ad originem i regressus ad futurum, które tak pięknie się przez te dwie godziny mieszały. Zacząłem zwijać sprzęt, początkowo w taki sposób, by móc jeszcze zerknąć ostatni raz na ten czy inny obiekt, a potem już zwijając w mroźnym pośpiechu, bo to zerkanie i tak raczej przypominało wyjadanie resztek, w dodatku wyjadanie spomiędzy nadciągających chmur koloru szaropomarańczowego, barwy niezawodnie przypominającej, że wcale daleko od domu i cywilizacji nie ujechałem i nigdzie nie wyrwałem się na dobre - nie licząc głowy. Trzynaście lat obserwuję niebo i - być może wciąż - to jest moja love story.
  17. Jeśli wolisz na smutno, to jest też skatalogowana jako Stock 23
  18. Żegnaj, Krzysiu. Biesy bez Ciebie już nigdy nie będą takie same. Spoczywaj w pokoju.
  19. Więcej niż sztos. Poprzeczki w M51 jeszcze nikt nie zaobserwował
  20. Gapiłem się kiedyś przez kątową APM 120 mm i faktycznie, widoki były już teleskopowe - myślę, że zbliżone do newtona 6-8". Detal jest jednak związany mocno z uzyskiwanymi powiększeniami, zatem musiałbyś szukać sprzętu, który jest skolimowany pod powiększenia rzędu 50-100x.
  21. Głowa do góry, może w tym tygodniu się okaże, że dzieci zostaną wyrzucone ze szkoły i będziesz mógł przyjechać.
  22. Wydaje mi się, że ten zlot się jednak nie odbył. Było zbyt pięknie, po prostu zbyt pięknie: trzy gwieździste noce i trzy soczyste dni z najwspanialszym towarzystwem pod Słońcem. Dziękuję wszystkim za wspaniałą atmosferę, a szczególne podziękowania kieruję do Adama za doskonałą organizację, Agaty, Czarka i Karoliny za piękny koncert, Aśki i Sławka za wspaniałe towarzystwo na bieszczadzkich szosach i szutrach, do ekipy domku nr 18 za bycie najwspanialszą ekipą domkową oraz tradycyjnie bieszczadzkich trolli za karuzelę śmiechu. Do zobaczyska za rok!
  23. Jak będziesz na większym głodzie i ładnie poprosisz, to w domku 18. dostaniesz zupełnie przyzwoite espresso (ew. americano, ale to już z fochem ).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.