Skocz do zawartości

panasmaras

Społeczność Astropolis
  • Postów

    2 145
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez panasmaras

  1. No właśnie sądzę, że nie. Obstawiam, że przynosi wiele frustracji, obawiam się, że częściej siedzimy w tym hobby "pomimo", niż "dlatego, że". Pogoda w naszym kraju bardzo umie w psucie. O wiele bardziej wolałbym wiedzieć, że mam do dyspozycji np. skromne andaluzyjskie 300 pogodnych nocy w roku i obserwuję wtedy, kiedy chcę, kiedy jestem wypoczęty, kiedy mam czas pomyśleć, co chcę obserwować, nie stresować się, że jakiegoś obiektu nie zobaczyłem, bo będę mógł go zobaczyć za najdalej parę tygodni. A tak - rzucam się na cokolwiek, jak głodny na zastawiony szwedzki stół i dopiero potem dowiaduję się, co przegapiłem.
  2. Nie widzieliśmy wtedy jeszcze eksplozji, ale wyczuwaliśmy jej nadejście w z wolna kwietniejącym powietrzu. Zapowiadana fala ciepła początkowo dawała o sobie znać tylko w postaci wiatru przewalającego gęstawe chmury, sporadycznie rozrywające się na tyle, by ukazać namiastkę nieba. Jednak już pierwszego wieczora delikatnie się przetarło, niezbyt śmiało, lecz na tyle skutecznie, żeby pozwolić introwertykom na ucieczkę od rozmów pod pretekstem zajęcia się niebem. Podobno padły wtedy pierwsze strzały, ktoś rzekomo widział wieloryba, ktoś inny igłę w warkoczu, a komuś zawirowało pod niedźwiedzim ogonem. Ale taki już jest ten chaos początkowych doniesień, krzykliwych lecz zbyt mało kuszących, by oderwać się od lampki zupełnie przyzwoitego Château Latour Camblanes, kończyliśmy więc z Pablitem swoje rozmowy o życiu, Wszechświecie i całej reszcie. Wieczór zamienił się w noc, rozmowy cichły z każdym kwadransem, w końcu zrobiło się cicho. Koło trzeciej, po kolejnej nieudanej próbie zaśnięcia, wstałem z powodu duchoty. Otworzyłem okno i dostałem Drogą Mleczną w niedospany łeb - Wega nad czworobokiem Lutni krzyczała świetlistym błękitem, szyja Łabędzia kipiała jasnymi obłokami, inne gwiazdy lśniły jak w najlepsze bieszczadzkie noce, gdzienieniegdzie tylko było widać czarne placki poszarpanych chmur. Wpatrywałem się w ten widok jak oniemiały. Po dwóch-trzech minutach w końcu podjąłem decyzję - zbiegłem na dół po Fujinona, zdjąłem w pośpiechu zaślepki, wyszedłem przed domek - i zobaczyłem tylko błyskawicznie przywiane chmury, spod których już tylko najjaśniejsze słońca mogły się przebić. Po kolejnej chwili jedynymi światłami nad Zatomiem były już tylko sodówki. Ten pozornie nieistotny przypadek rozbudził jednak apetyt. Wiadomo już było, że mimo nie najlepszych prognoz na kolejną noc, lepiej będzie widzieć szklankę do połowy pełną. Następnego wieczoru wystarczyło być w gotowości do okolic 23:00. Gwiazdy zabłysły zupełnie wyraźnie, choć przejrzystości było daleko do tej sprzed dwudziestu godzin. Ale przeciętna noc w Zatomiu i tak przecież oznacza obiektywnie świetne warunki. Miałem do dyspozycji Fujinona 10x50 i nie potrzebowałem wiele więcej (poza statywem, którego akurat nie wziąłem, bo prognozy parę dni wcześniej były przecież beznadziejne). Szybko zacząłem nadrabiać zaległości, nieco w pośpiechu goniąc od Woźnicy po Bliźnięta, przeskakując z jednej emki na drugą, od Kota z Cheshire po Żłóbek. Dalej i wyżej, złapałem śliczne drzazgi M 81-82, następnie Wir i Wiatraczek w ogonie Wielkiej Niedźwiedzicy, Słonecznik i M 94 w Psach Gończych - każda mgiełka tycia, ulotna i jednocześnie w tej tyciości i ulotności przepiękna. Rzuciłem okiem na Chichoty, a potem zatrzymałem się na dłużej przy Róży Karoliny. Ta oczywiście nie była niczym więcej niż jednorodną plamką, ale w małych lornetkach jakoś nigdy nie potrafi mi to przeszkadzać. Więcej, te niedopowiedzenia wynikające z pozornego braku apertury i powiększenia zawsze stanowiły o uroku małych lornetek. Być może na dłuższą metę takie widoki byłyby nudnawe, ale wobec wielomiesięcznego wyposzczenia, cieszyłem się z każdego bladego pojaśnienia wypatrzonego na niebie, choćby z takiej M 48 która wisiała na tyle nisko, żeby nie przypominać nawet samej siebie z zaświetlonych Blizin. Dalej wciąż było skromnie, lecz nie mniej pięknie. Łapałem małe puchate gromady kuliste - M 13, M 92, M 3 i M 5, jedną podobną do drugiej, ale jednak odróżnialne mocniej niż tylko przez swoje kadry. I w momencie, kiedy już miałem zacząć narzekać na przeciągające się obserwacje z ręki, z pomocą przyszła zaparowana lornetka Moonisha, która zwolniła statyw. Zaraz można było iść dalej, by złapać Hantle i M 71 w Strzale, jeszcze mniejszą M 56 w obłędnie bogatym polu gwiazdowym i gwiazdopodobną Pierścieniową w Lutni. Odwiedziłem barwne omikrony Łabędzia, przeskoczyłem do M 39 z nieodłącznym cieniem Barnarda 168. Najpiękniej jednak wyglądała parka drobnych gromad w zachodnim skrzydle, NGC 6866 i 6819. Dwie drobne mleczne plamki zawieszone gdzieś między dziesiątkami gwiazd - i tylko szkoda, że nie mieściły się w jednym kadrze. I nawet większa, wyraźniejsza NGC 6811 nie była z nimi w stanie konkurować. Niewiele później niebo zaszło cirrusem i przestało być obserwowalne. Reszta szklanki była tylko pozornie do połowy pusta. Choć ostatnia noc upłynęła raczej towarzysko, można było jednak zrobić kilka (raczej pamiątkowych) zdjęć, sprawdzić kolimację teleskopu i zerknąć na co jaśniejsze obiekty. Lecz czy to nie do takich nocy się potem najmocniej tęskni, kiedy ziemia pachnie już wyraziście, oddech się pogłębia, a ciemność otula przyjmnym, rześkim ciepłem? Zaś eksplozja w końcu nadeszła, zieleń buchnęła w dzień wyjazdu. Zalała nas fala ciepła, wraz z oślepiającą bielą kwiatów na drzewach owocowych. Wiosno, witaj!
  3. W sensie, pasy pyłowe? (bo warkocze pyłowe mamy w kometach)
  4. Najprościej chyba sprawdzić przykładając do jednego oka jedną lornetkę, a do drugiego - drugą. Oczywiście o ile wielkość loernety i/lub rozstaw oczu testującego pozwolą. Z szybkich różnic, które raz zdarzyło mi się zauważyć, to większe zażółcenie obrazu w starszej wersji (co miało taki plus, że z kolei AC była mniej widoczna).
  5. Pamiętam widok z La Palmy - cała Fajka przewyraźna i cudna, ale chyba najpiękniejsze były te zasłony pyłowe, kurtyny - czy jak inaczej je nazwać - fale pyłów jakby opadające od głównego trzonu Fajki, przypominające widoczne z daleka oberwanie chmury (widoczne w dolnej części twojego zdjęcia, ale i ucięte kadrem).
  6. panasmaras

    APM Ultra Flat Field 10 mm

    To ogłoszenie jest ZAKOŃCZONE.

    • SPRZEDAM
    • Używany

    Sprzedam okulary APM Ultra Flat Field, ogniskowa 10 mm. Bardzo przyzwoite korekcja i transmisja, wygodny ER, FOV=60°. Okulary w bardzo dobrym stanie, optyka nienachalnie czysta (brak rys, ale możliwe drobne pyłki i smużki - nigdy nie czyściłem optyki w sposób przesadny). Brak pudełeczka, dodatkowo jedna zaślepka nie jest oryginalna (ale bardzo dobrze się trzyma, w końcu standard 1,25"). Cena dotyczy jednej sztuki. Przy zakupie obu sztuk wysyłka paczkomatem po mojej stronie. Na terenie Trójmiasta mogę dowieźć gratis.

    260 zł

  7. Może i zakłóci, ale będziesz miał ściągawkę lokalizacji
  8. Dokładnie z tego samego powodu używam jej na co dzień Potwierdzam więc, oczekiwania są przeróżne.
  9. Jest znacznie lepiej
  10. Radząc z własnego doświadczenia - owszem, rotacja okularowa jest stosunkowo niewielka i znacznie rzadsza, niż w przypadku obserwacji teleskopowych. Nie znaczy to jednak, że nie warto mieć kilku par okularów. Sam mam ulubioną ogniskową do gromad otwartych i mgławic (16 mm, 30x), inną do galaktyk (11 mm, 43.6x) i oczywiście obowiązkową parkę do szerokich pól (24 mm, 20x)*. To, jakich okularów użyję oczywiście narzuci "główny motyw" (np. wiosenne galaktyki). Oczywiście może się wydawać, że wymienione powiększenia są zbyt blisko siebie - ale praktyka pokazuje, że to jednak ma sens (przynajmniej u mnie, gdzie mam nastawienie na jak największą przyjemność z obserwacji). Jeśli nie jesteś planeciarzem, ale lubisz spojrzeć od czasu do czasu na obiekty US, to również warto zaopatrzyć się w jedną parkę na najczęściej występujące warunki** (np. coś co da powiększenie 60-70x, w miarę odporne na przeciętny seeing) i w coś na wyjątkowe okazje, w okolicach maksymalnych możliwości sprzętowych (np. jeśli kolimacja lornety umożliwia obserwacje z powiększeniami rzędu 150x). Moim zdaniem - warto. * podane ogniskowe oczywiście mocno korespondują ze źrenicami wyjściowymi, w których lubię powyższe rodzaje DSO oglądać (przykładowo, nie lubię ciemnego obrazu, więc do DS-ów w ogóle nie stosuję powiększeń dających źrenicę w okolicach 1 mm - ot, takie przesubiektywne widzimisię) ** nie, nie mówię tu o pełnym zachmurzeniu
  11. Jedna z moich najulubieńszych gromad - przepięknie Ci wyszła. Świetnie wyszły smaczki ciemnotkowe, zrobiły cały klimat zdjęcia - ogólna tonacja w sam raz do porannego espresso
  12. @Adamo @Marcinos - świetna robota. Gdybym miał wybierać spośród trzech proponowanych (i tak pewnie zdecydują wyniki ankiety), brałbym agro "Pod Żródłem". Po pierwsze, odmiana - warto sprawdzić, czy coś co jest dobre może być jeszcze lepsze. Po drugie - z obu nowych propozycji, ta jest wyżej i dalej od drogi. Jeśli pogoda dopisze, ta miejscówka wygrywa wszystko (i w dzień, i w noc). A w przypadku niepogody, i tak o wszystkim decyduje jakość wina.
  13. Dlaczego tylko do abstrakcjonizmu? Patrząc na prężny dział ATM na forum, aż się prosi o włączenie dekonstruktywizmu.
  14. Toć wiem, żartuję tylko. A projekt - kapitalny (wersja sucharowa: bayeurancki).
  15. Wysiadałem z auta w Blizinach, spojrzałem na niebo i nic nie powiedziałem. Bo i cóż powiedzieć sensownego na widok tak niezwykły jak rozchmurzone niebo na Pomorzu? Przejrzystość co prawda zostawiała nieco do życzenia, ale po kilkumiesięcznej posusze nie mogłem wybrzydzać. Było sucho i niemal bezwietrznie, ziemia uwodziła zapachami przedwiośnia, a cisza biła w uszach. Gdzieś na południu wisiał złowrogi, sodówkowy ślad niskiej chmury, ale łaskawie dla nas, front niosący zachmurzenie zatrzymał się nieco dalej, niż mówiły prognozy. Wyładowałem szpej i szybko zawiesiłem Fujinona na żurawiu. Marek dopiero zaczął rozstawiać swoją Syntę 10”, ja zaś zdążyłem już wycelować w pierwszy obiekt - NGC 1245 w Perseuszu. Dość nietypowy wybór, ale i zrozumiały w kontekście ostatnich dyskusji forumowych (w międzyczasie zdążyłem zwątpić w to, czy faktycznie widziałem tę gromadę w 10x50 - bo może to była w 15x70?). Na szczęście dla mnie, po chwili konsultacji z atlasem (czytaj: psucia świeżo budowanej adaptacji do ciemności) wyłapałem bladą poświatę przy parce 8-9-magowych gwiazd. Widok w 6,5-stopniowym polu, okraszony poświatą od pobliskiej Melotte 20 widok znów uswiadomił mi, jak pozorne przeszkadzajki potrafią okrasić kadr. Chwilę później, już nieco uspokojony, zawiesiłem lornetę kątową 82 mm na widłach i wycelowałem w ten sam obiekt. Tu już poświaty nie było, a gromada pozwoliła wyzerkać kilka najjaśniejszych składników (dokładniejszy opis TU). NGC 1245, żródło: Aladin Po odrobieniu zadania domowego, cała reszta była programem dowolnym. Bez pewności, kiedy będzie kolejna okazja na obserwy, postanowiłem w pierwszej kolejności zaspokoić swój zimowy głód. Wycelowałem obie dwururki w M 42. W lornecie kątowej zamocowane były ES-y 16 mm, dające 30-krotne powiększenie, chyba optymalne spośród moich wariacji sprzętowych. Mgławica w Orionie jest wtedy wyrazista, łapie powoli grubość swoich impastów i pozwala posmakować trochę detalu. Zupełnie inne oblicze pokazuje w fujinonowej interpretacji powiększenia dziesięciokrotnego - tutaj jest zwiewną akwarelową plamą, która z najjaśniejszymi gwiazdami Trapezu przywodzi skojarzenie z jakimś rozczapierzonym stworkiem, patrzącym strachliwymi, świecącymi oczyma. W międzyczasie Marek w końcu rozstawił dziesięciocalówkę i również wycelował w M 42. Dosiadłem się do bino w Syncie i rozpłynąłem się w ciemniejszym ale znacznie bardziej mięsistym obrazie - teraz mgławica była niemal rzeźbą zawieszoną w przestrzeni, można było podziwiać ciężar jej ramion, śledzić włókna schodzące ku nicości czy poczuć gęstość nieprzeniknionego Rybiego Pyska. Powyżej, jak flara wisiała Mgławica de Mairana. Szumiące trawy z Blizinach, fota własna. Wróciłem do ogólnego przeglądu nieba. Zmieniłem powiększenie na 20-krotne (ES-y 24 są naprawdę cudowne!). Nacieszyłem się Messierem 35 w szerokim polu, wraz z nieodłącznymi towarzyszkami NGC 2158 i Cr 89. Prześledziłem linię woźnicowych gromad, po raz setny zachwyciłem się Chichotami, zerknąłem na okruchy Kasjopeji, która w trójmiejskiej łunie ledwo przypominała samą siebie. Tu musiałem zadowolić się przytłumionym widokiem tria NGC 663, 654 i 659 oraz Róży Karoliny (NGC 7789). Stamtąd jednak był już tylko ćwierćobrót do kolejnych klasyków, już przy Dubhe. Zmieniłem powiększenie na 30x, ale szybko wróciłem do 20-krotnego. Trzy odległe wyspy (Galaktyka Bodego, Cygaro i NGC 3077) wisiały na dość ciemnym tle i mimo pozornego braku detalu, każda miała swój charakter. Wszystkie były dziwnie wyraziste. Nie sądzę, żeby zmieniły się znacząco przez ostatnie setki lat, to raczej wyblakło moje ich wspomnienie w głowie. Przy delikatnym kopnięciu kadru bez problemu znalazła się i “czwarta z tria”, łatwa, cboć nieco mniej wyraźna, bladomleczna NGC 2976. Chwilę później uznałem, że należy skompletować kwintet Grupy M81, łapiąc NGC 2403 w Żyrafie. Jej namierzenie przysporzyło mi nieco kłopotu - otóż okazuje się, że termin “dziura Dobsona” dotyczy również lornet kątowych. Obserwowanie w okolicy zenitu to poezja, ale nawigacja jest przekleństwem - bo czymże ma być jeśli odbicie w prawo staje się półobrotem w lewo, a dół jest ćwierćskosem jakby w górę ale nie do końca? Tak czy siak, Żyrafa dała się oswoić, a najjaśniejsza z jej galaktyk w końcu pojawiła się w polu widzenia. Potem było już tylko łatwiej - wpadł Messier 51 z wiernym psiakiem 5195, Słonecznik czy Triplet Lwa. Dorzuciłem do tego NGC 3184 (spora, ale niewybitna), zanurzoną w niedźwiedziej łapie. Powstrzymując coraz bardziej wiosenny nastrój, przekierowałem wzrok ku południu, by jeszcze chwilę pozimować. Złapałem blade wspomnienie M 41, niknącej cicho pod Kanikułą, przebiegłem przez NGC 2360 w drodze do pary M 46 - M 47, zatrzymując się tu na dłuższą chwilę. W międzyczasie i Marek wycelował swój teleskop w to samo miejsce, ale zapomnij wtedy człowieku o widoku obu gromad w jednym kadrze. Widok lornetkowy był zwyczajnie niezrównany - trzy gromady (nie potrafię w tym kadrze nie widzieć NGC 2423), każda inna, każda piękna w inny sposób. Na sam koniec odbiłem kawałek w górę do najpiękniejszej z nich wszystkich, Melotte 71, przesłoniętej pyłami Ramienia Perseusza. Zza południowowschodniej ściany lasu wychynął pomarańczowy Arktur, dając sygnał na poszukiwanie pierwszych skarbów wiosny. Warkocz Bereniki wisiał przyzwoicie wysoko nad rozjaśnionym od łun horyzontem, można więc było odświeżyć sobie parę obiektów. Pierwszym była gromada kulista M 53, łatwa, jasna i puchata. Dłuższą chwilę wałczyłem z jej sąsiadką, NGC 5053, ale w końcu musiałem się poddać (choć kilka razy próbowałem sobie wmówić, że jednak ją widzę). Drobne potknięcie zrekompensowałem sobie widokiem wyrazistej Czarnookiej (M 64). Podobnie nietrudne były w tych warunkach Igła (NGC 4565) i NGC 4494, ale też niczego nie urywały. Skan wschodniej części nieba zakończyłem Messierem 3, który w powiększeniu 30-krotnym momentami zdawał się być ziarnisty na obrzeżach. M 94 i okolice, żródło: Aladin Marek powoli sygnalizował, że za dwa kwadranse chciałby się zwijać (jego auto, jego wybór). Końcówka miała być łatwa i przyjemna, więc skierowałem lornetę wyżej, w okolice Cor Caroli. Alfa Canum Venaticorum pięknie świeciła podwójnym blaskiem, niejako zapowiadając mające zaraz nadejść przyjemne widoki. Pierwszym, przełatwym celem była jasna i owalna M 94. Nietrudna również okazała się NGC 4490, wyraźnie podłużna, zaś jej znacznie słabsza sąsiadka, NGC 4485 siedziała cicho (może dałaby się dostrzec, gdybym próbował). Nieco trudniejsza była NGC 4618, leżąca między Betą CVn a M 94. Znacznie mniejsza niż dwie poprzednie galaktyki, słaba, ale jednoznacznie widoczna zerkaniem, prawie przyklejona do pobliskiej 11-magowej gwiazdki. ... Poskakałem jeszcze trochę - odwiedziłem Sowę z M 108, zerknąłem na M 109 i - jak zawsze - zapomniałem o M 106. Jak na złość, im byliśmy bliżej końca sesji, tym lepsze robiło się niebo a chłód, choć postępujący, wciąż był niespecjalnie dokuczliwy. Gdzieś zakrzyknęły żurawie. Jednak w pewnym momencie trzeba było się zwijać, bo co jak co, ale ostatnio jedna nieznośna rzecz stale przerywa obserwacje i każe zwiewać do domu, pod kołdrę - własny pesel.
  16. Tymczasem literówka w tytule wciąż ma się świetnie - powinno być NGC 752. PS świetne kolorki w NGC 2158.
  17. Daj mniejsze podpisy "Bieszczady 2023", bo jak założę tę koszulkę, to będą one widoczne w całości tylko w odwzorowaniu Merkatora.
  18. A powinni wszyscy, bo co jak co, ale Heweliusz i krótki refraktor? No proszę Cię...
  19. Nie wiem, czy mamy północny odpowiednik Rufy na niebie, ona jest jak Łabędź na sterydach. Może czasem mogą z nią konkurować jakieś północne skrawki, w rodzaju pogranicza Kasjopei i Perseusza. Nawet nie mam pewności, czy Kil jest w stanie przebić jej "ofertę". PS Zaznaczę, że mówimy ciągle jednak o walce o drugie miejsce, wszak król jest tylko jeden
  20. Zrobić tak świeże i ładne kompozycyjnie zdjęcie oklepanego obiektu to naprawdę niezła sztuka.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.