Wybaczcie, słabo mi idzie to wrzucanie zdjęć Lecimy od początku - przygotowanie i start balonu. Około 5:30 wyjechaliśmy do Sędziszowa, o 6:20 byliśmy na miejscu i utworzyliśmy polowe centrum kontroli lotu. Nauczeniu ostatnim lotem, balon zapakowany na profesjonalny napełniacz i zawór od helu maksymalnie otwarty. Wszystko poszło tak sprawnie, że zatrzymaliśmy napełnianie bo było grubo przed czasem. I cuda zaczęły się dziać Generalnie cały ten lot był pod znakiem rozładowanej baterii i praw Murphy'ego. Bateria w laptopie cały czas przypominała, że chce jeść, awionika po wgraniu programu chyba się wstydziła ludzi dookoła bo program zaliczał zwieche za zwiechą. Po (chyba trzecim) wgraniu programu wszystko ruszyło jak należy. Te kaprysy w działaniu to domyślam się, że przez kondensatory, których dałem chyba ciut za dużo i program zaczynał odpytywać czujniki o wartości zanim pojawiło się jakieś porządne napięcie na nich. Program ruszył, nawet wszystko sprawnie działało. Kapsuła została zamknięta, SPOT przyklejony od góry i dla pewności jeszcze zaczepiony o uprząż. W czasie gdy walczyłem z upartą elektroniką mój brat i kumpel wiązali spadochron do ładunku. Potem całość została ustawiona do pionu i po oficjalnym odliczeniu ładunek został wypuszczony. I coś mi tu nie grało - ładunek wznosi się coś wolno. Przy pierwszym starcie kapsuła rwała w górę jak szalona a teraz? Panic mode mi się włączył bo jest możliwość, że balon nie osiągnie wysokości pęknięcia powłoki i papa ładunku. Szybko do laptopa póki bateria dycha sprawdzić co tam telemetria na to. Wiadomości z kapsuły były wysyłane co 30s i (a to dziwne) nic się nie zawiesiło a aparatura wesoło ramki danych słała. Mniej wesoło mi się zrobiło jak w nerwach 116m podzieliłem przez 30s i mi wyszło 1m/s Już byłem przekonany, że kapsuła wyląduje bogowie wiedzą kiedy i bogowie wiedzą gdzie ale mam działającego SPOTa więc może jakoś to będzie. Ostatnia ramka danych przyszła do mnie z wysokości 400m z hakiem i laptop się odmeldował. Cały czas sprawdzając lokalizacje SPOTa zebraliśmy graty i wróciliśmy do Sędziszowa coś zjeść. Minęła 10:00 potem 11:00 a SPOT cały czas nadaje co było dla mnie bardzo złą wiadomością bo SPOT teoretycznie powinien działać tylko do 6500m a skoro nadal mam pozycje to balon w ciągu 2h nie wzniósł się na raptem 6km! Klęska! Chwała, że brat i kumpel byli większymi optymistami. Koło 12:00 SPOT zaczął raportować pozycje bardzo blisko siebie, zupełnie tak jakby spadał po linii prostej lub już spadł i GPS (w lesie) nie podawał tej samej pozycji na skutek słabego sygnału. O 12:05 przyszła ostatnia pozycja. Akurat SPOT Gen3 działa tak, że pozycje wysyła tylko jeśli jest w ruchu, jeśli się zatrzymał to nowych ramek nie ma - oszczędność baterii. Powstało pytanie: balon dopiero teraz wyszedł na wysokość ponad 7km i SPOT stracił zasięg, czy balon był dziurawy, nie osiągnął 6500m dlatego SPOT cały czas działał a teraz już wylądował. Samo miejsce domniemanego lądowania była bardzo blisko (jak na balony stratosferyczne) Sędziszowa, więc postanowiliśmy (bardziej to mój brat i kumpel), że pojedziemy tam. Po przyjeździe jeszcze raz spróbowałem odebrać jakąś telemetrię z balonu ale nic się nie pojawiło, więc albo kapsuła jest martwa albo jest gruuuuubo nad nami i w lesie będziemy szukać widma... I na tym skończę, reszta będzie jak wrzucę zdjęcia