Nadeszła chwila w której większość teleskopów jakich miałem lądowała na giełdzie. W pogoni za nowym sprzętem, żonglowaniem optyką i akcesoriami powtarzał się ten sam schemat: kupić - pobawić się - sprzedać.
Tym razem jednak tak się nie dzieje, jakimś dziwnym trafem myśl, która zawsze gdzieś tam się gnieździ w zakamarkach umysłu, natrętnie szepcząc o morzu luster i calach na cel których mógłbym uwolnić środki zgromadzone w AR102/1350, nie pojawia się. Kompletna cisza z tyłu głowy. To może oznaczać dwie rzeczy - osiągnąłem stan w którym nie potrzebuję więcej w swoim astronomicznym kącie, albo...
Albo sprawa jest bardzo prozaiczna - jest to najczęściej używany przeze mnie sprzęt z sześciu teleskopów jakie posiadam i nie ma to nic wspólnego z osiągnięciem stanu równowagi optycznej. Dla mnie jest to sprzęt stacjonarny i praktycznie każdego wieczora wyciągam go na balkon żeby pogapić się w czarne jak otchłań tło kontrastujące z barwnymi tarczami planet, bynajmniej nie przez aberrację
W momencie kiedy to piszę, w pamięci mam odbity widok Saturna sprzed dwudziestu minut, w powiększeniu 225x który był możliwy przy pomocy Vixena Ortho 6 mm. Widok tak szczegółowy i kontrastowy jakiego można byłoby się spodziewać po sprzęcie za wielokrotność wartości poczciwego achromatu z włożonym w wyciąg czterdziestoletnim okularem.
Tarcza Saturna odcięta od czarności otchłani z wpadającą od razu w oczy przerwą Cassiniego, lekko chłodniejszym odcieniem samych pierścieni i fantastycznie widocznym momentem przejścia ich przez poprzecinaną w poprzek pasami tarczą wraz z jej pociemnieniami biegunowymi. To wszystko okraszone wyrazistym, metanowym sosem z Tytana oraz mieniącą się posypką z Dione i Rei.
Możliwe, że poczekam jeszcze na wysoko i późno wschodzącego na moje balkonowe niebo Jowisza i uzupełnię relację jeszcze o niego. Można być jednak jednego pewnym, ten długi achromat jeszcze długo będzie wisiał za dnia na mojej ścianie, a nocą łapał fotony z balkonu
A skoro jesteśmy w temacie, to uciekam dalej kleić oko do orciaka