Witam,
Miesiąc temu, całkiem spontanicznie i przypadkowo zaplanowałem delegację do Kotliny Kłodzkiej w dniach 11-14 września.
Z jednej strony chciałem jak najwcześniej cieszyć się jodłowskim, czarnym niebem , z drugiej - mam zajęty weekend i będę mógł być w Jodłowie do piątku rano , a z trzeciej - czasami lubię trochę ciszy i samotności patrząc w niebo, a od czwartku nie będzie o nią łatwo.
I żeby nie było niedomówień od razu wyjaśniam: nie jestem żadnym forumowym anarchistą czy wywrotowcem; w pokoiku będę mieszkał od wtorku do czwartku, a noc z czwartku na piątek prześpię w namiocie ( ci co byli w Belęcinie wiedzą w jakim ). Po prostu nie zapisywałem się na listę do Piotra, żeby nie robić zamieszania.
Mam nadzieję, że moja relacja/kronika zaostrzy wasz apetyt na czwartkowe spotkanie.
Pogoda w drodze do Jodłowa była w kratkę: słońce - przelotny deszczyk - słońce - deszczyk itd.
Na miejse dotarłem cały szczęśliwy o 16.45.
Jodłów przywitał mnie... ulewą .
Zostałem zakwaterowany w słynnym pokoiku nr. 28, tym z garnuszkiem. Zeszłoroczni bywalcy z pewnością pamiętają, czym zasłynął. Chodzi oczywiście o przygodę Kordiana, który wchodząc do pokoju nad ranem myślał, że drzwi są otwarte, a nie były. Na szczęście gospodarze mądrzy po szkodzie dobrze się zabezpieczyli; drzwi zostały solidnie wzmocnione na zawiasach masywnymi podkładkami mocowanymi każda na 7śrub M8. Powinnno wystarczyć.
O 17.15 mam obiado-kolację, więc się rozłączam.
17.40. Dla tych, co jeszcze nie byli w Jodłowie: warto tu przyjechać choćby dla pysznej domowej kuchni.
Pora zgubić trochę kalorii, Trójmorski Wierch czeka.