Skocz do zawartości

Pepin Krootki

Społeczność Astropolis
  • Postów

    1 200
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Pepin Krootki

  1. Witaj W takich przypadkach najlepiej polecić Lornetkę. Ja wiem... "nie o to mi chodziło", "gdybym chciała lornetkę poprosiłabym o lornetkę"... Niemniej fakty są nieubłagane: 1. W tej cenie kupisz bardzo dobrą lornetkę, która na pewno nie okaże się badziewiem. 2. Jest lekka i mobilna, można ją zabrać za miasto. 3. Jest łatwa w obsłudze (w ogóle taki sprzęt jest wskazany dla początkujących). 4. Nie zajmuje dużo miejsca. Temat był wałkowany do upadłego. Żeby 8,5 latek znalazł na niebie coś więcej niż 4 podstawowe obiekty, musisz sama w to wycelować teleskop i mu pokazać. A skoro sama jesteś zielona... Poczytaj jeszcze tu: http://www.celestia.pl/index.php?title=Teleskop_za_jak_najmniej Pozdrawiam
  2. ...a życie toczy się dalej. Niektóre kina wznowiły seanse, zaczną pojawiać się komentarze o charakterze innym niż polityczny. Takie wydarzenia pełnią rolę potężnego testu w wielu dziedzinach, uwidaczniają nam zachodzące niezauważalnie w tle procesy... np. jak potężną przewagę zdobył już w tej chwili Facebook nad Naszą-Klasą. W sytuacji bieżącej spontanicznej akcji o tym pierwszym mówią najważniejsze media, ta druga praktycznie nie istnieje... Za jakiś czas dopiero zacznie do nas docierać jakie zmiany w otaczającej nas rzeczywistości ukazały te tragiczne wydarzenia.
  3. Podobnie to odbieram. Czuję, że we wszystkich kotłowały się nagromadzone emocje i jakoś trzeba było te emocje z siebie wypuścić, uwolnić... wygadać. Taka potrzeba chwili.
  4. Moi drodzy, trochę się zapędziliśmy w politykę i jakby nie patrzeć odeszliśmy od tematu wątku. I ja także przyłożyłem do tego rękę. Posypuję łeb popiołem. Uznałem, że godnie będzie przenieść nasze słowne przepychanki do osobnego wątku. [*] [*] [*]
  5. Wywaliłem w kosmos przydługą epistołę, którą przed chwilą opublikowałem. Adamie. Nie chodziło mi o populizm. Ten tekst Kwiatkowskiego należy traktować nie dosłownie, lecz jako przenośnię. Tak jak w międzywojniu z jednej strony była Gdynia, a z drugiej bieda polskiej wsi, tak dziś mamy wspaniałe osiągnięcia, ale troszkę z tego "starego" jeszcze nam zostało... nie zdążyliśmy jeszcze wymienić floty starych rządowych samolotów, bogacący się Polacy jeżdżą nowymi samochodami po drogach nijak nieprzystających do standardu tych aut... etc. Podobnie w sferze mentalności - obok otwartości na świat pałęta się jeszcze gdzieś tam trochę zaścianka. Rację mają zarówno nadęci propagandziści chwalący osiągnięcia jak i narzekacze wskazujący co jest jeszcze do nadrobienia. Jedna prawda nie może obalić drugiej.
  6. Sądzę, że popadacie w skrajności. "Wyprawę w dwudziestolecie" Czesława Miłosza rozpoczyna aktualny również dziś tekst Eugeniusza Kwiatkowskiego, wicepremiera w latach 1935-1939. Pozwólcie, że przytoczę ten opublikowany pierwotnie 1939r. fragment: I ja jestem dziś dumny z osiągnięć polskiej państwowości i demokracji. Serce mi rośnie gdy widzę jak Polska zintegrowała się z instytucjami i strukturami Zachodu, że jest traktowana jako partner. Widzę, że ulice są coraz czystsze, ładniejsze, ludzie dobrze ubrani... polska wzbogaciła się dostatecznie by sama pomagać państwom rozwijającym się. Ale z drugiej strony widzę, że w to państwo kuleje, że nie istnieją w nim fundamentalne procedury dotyczące bezpieczeństwa oraz protokołu. Widzę, że szefowie wszystkich rodzajów sił zbrojnych oraz ich najwyższy zwierzchnik lecą na pokładzie jednego samolotu. Wczoraj oglądałem karawan wiozący trumnę Prezydenta RP, z wyraźnym logo firmy pogrzebowej "Exitus". Jaki patałach to organizował? Szczegół - powiecie... A wyobrażacie sobie logo prywatnej firmy na limuzynie wiozącej ciało brytyjskiej królowej? Widziałem też protesty przeciwko pochowaniu Czesława Miłosza na Powązkach... I dlaczego w wysoko rozwiniętym kraju pociąg z Wrocławia do Krakowa jedzie 5h? Wszakże to 60 km/h! Zawrotna prędkość jak na najdroższy i najszybszy dostępny pociąg. W XIX wiecznej Anglii były szybsze koleje, a mamy przecież XXI wiek!. Uważam, że rację mają zarówno etatowi malkontenci jak i dający im odpór Adam Jesion z Jankiem. No właśnie. Jedna prawda nie potrafi obalić drugiej.
  7. Widzę, że niektóre rzeczy trzeba tłumaczyć/ Przecież nie lecieli tam na wakacje z rodziną. Zginęli na służbie, pełniąc swoje obowiązki. To tak jakby policjant albo ratownik medyczny otrzymawszy zgłoszenie miał wypadek jadąc na miejsce zdarzenia. Też zginąłby na służbie.
  8. Adam założył ten wątek w bardzo emocjonalnym tonie (co zrozumiałe). Przede wszystkim zachowajmy spokój. Na pewno to potężny cios dla polskich elit politycznych (i nie tylko) oraz wielka tragedia. Jest to jednak także sprawdzian funkcjonowania państwa. Na taką ewentualność zostały przewidziane odpowiednie procedury. Zgodnie z art. 131 konstytucji obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej wykonuje teraz Marszałek Sejmu (gdyby i on był do tego niezdolny, prawo to przechodzi na Marszałka Senatu). Miejmy nadzieję, że na wszystkich pozostałych stanowiskach przekazanie obowiązków także zostanie przeprowadzone sprawnie i nie odbije się to na ciągłości władzy państwowej Zgodnie z najnowszymi doniesieniami Rada Ministrów RP pracuje jak należy.
  9. Teleskopy do patrzenia i do fotografowania bywają tak różne jak samochody sportowe i ciężarowe. Nie da się powiedzieć: "chodziło mi o coś z dobrą paką na teraz do wożenia ziemniaków, a po dokupieniu reszty do ścigania się na 1/4 mili." Użyj wyszukiwarki albo celestii, względnie wikipedii. Potem pytaj. Pytaj o coś, czego tam nie znajdziesz. Jeżeli nie chce Ci się kolego ruszyć pupy i spędzić dwu wieczorów na lekturze dotychczasowego dorobku forum czy celestii (a widzę, że jednak nie chce - słusznie, czytanie i przyswajanie wiedzy boli), to ten wątek będzie teraz wyglądał w następujący sposób: 1. Niewielu doświadczonych użytkowników pofatyguje się z odpowiedzią (nie każdy jest tak rycerski jak Piotrek L.) - po co mają pisać po raz setny coś, do czego możesz dotrzeć w kilka sekund przez wyszukiwarkę. Szkoda czasu. 2. Zjawi się kilku początkujących, pełnych werwy i zapału, gotowych zabłysnąć... dowiesz się od nich wielu różnych rzeczy. 3. Gdzieś w połowie trzeciej strony wątku włączą się moderatorzy, żeby delikatnie "naprowadzić rozmowę na właściwe tory" i wyprostować to czy tamto... aby nie wprowadzać ludzi w błąd. 4. Wartościowa zawartość na forum z roku na rok stanie się coraz bardziej "rozrzedzona", przez wątki takie jak ten. Oddzielenie ziarna od plew będzie dla kolejnych newbie coraz trudniejsze . Wybacz ostre słowa, ale zainwestuj proszę odrobinę wysiłku poznanie dotychczasowego dorobku społeczności. Ludzie bezinteresownie włożyli naprawdę dużo pracy i wylali sporo potu, żebyś mógł mieć wyłożonych wiele rzeczy "jak chłop krowie".
  10. Proszę rozwiń tę myśl, bo nie mam pojęcia o co Ci chodzi... Czy lornetka wyprodukowana w Chinach nie może być oryginalna? Czy sprzęt dzielimy tylko na Chiński i oryginalny?
  11. Jeszcze raz dzięki dla wszystkich za życzenia. W tym przełomowym dla mnie roku na pewno mi się przydadzą!
  12. No nie... ...aż mnie zatkało ...dzięki! Dzięki! Dzięki! ...i jeszcze raz dzięki za pamięć.
  13. ED jest o niebo lepszym sprzętem typu "szybki lukacz". Generalnie MAK 150 pozwoli wyciągnąć więcej, tak rozdzielczości jak i powiększenia, ale warunki byś to wykorzystał zdarzają się rzadko. Z drugiej strony ED 100 tak jak napisał ZbyT, jest mniej wymagający pod względem wychłodzenia i warunków atmosferycznych, także będziesz się nim cieszył częściej.
  14. Większa lornetka kosztuje mniej - to już na dzień dobry podejrzane... przecież sam materiał powinien kosztować teoretycznie więcej. Nie sądzę, by Celestron "dokładał" aż tyle za swój znaczek firmowy.
  15. Synta jest wielgachna, ale ma zwartą budowę. Przenoszenie osobno refraktrora + montażu na trójnogu + akcesorów też potrafi być baaaardzo upierdliwe.
  16. ...łaaaaa! Wybaczcie, ale właśnie tu trafiłem i prawie się posiusiałem ze śmiechu. Najpierw ktoś zakłada temat z d... (a bo to mało razy to już było wałkowane na forum? wystarczy użyć wyszukiwarki lub trochę poszperać, żeby mieć gotową odpowiedź). Potem newbie zabiera się za doradzanie. Otrzymuje ironiczną ripostę starego wyjadacza... W międzyczasie włącza się (a jakże!) Skymacho doradzając Nikona... Może zrobimy jakiś gotowy generator wątków, a potem wszyscy pójdziemy sobie na kawę? Sporo czasu zaoszczędzimy.
  17. Dozbieraj troszkę i kup Syntę 6' na Dobsonie. Jeżeli budżet jest sztywny zapoluj na giełdzie na używaną. Nawet jeśli miałbyś czekać - warto.
  18. Rozważ jakiegoś MAKa... wiem, wiem... trzeba dokupić statyw. Ale na balkon, do planet i Księżyca, chyba nie ma lepszej opcji w zadanym budżecie. No i nada się też do obserwacji okolicy. Pytanie tylko, czy opłaca się brać 102, czy dozbierać do 127.
  19. A... tak... tak... ...kombinowali ze wszystkimi rodzajami napędu, brali nawet pod uwagę pociąg odrzutowy . Osobom o mocnych nerwach polecam też Ziła 29061 .
  20. Zazwyczaj są wyznaczone do tego celu miejsca, ale nie zawsze. Władze lotnisk mają bardzo różną politykę, od przyzwolenia a nawet współpracy, po wyganianie w myśl zasady "zero tolerancji". Wiele w tej kwestii zmieniła "wojna z terroryzmem". Przy niektórych lotniskach istnieją ponoć oficjalne kluby i żeby móc swobodnie oraz bez przykrych niespodzianek fotografować trzeba się do nich zapisać i otrzymać identyfikator. Gdzieś czytałem, że w ramach współpracy zaufani i sprawdzeni klubowicze udając się na "sesję" otrzymują nawet krótkofalówki – zawsze to przecież dodatkowa para uzbrojonych w lornetkę oczu, mogąca zameldować, że coś podejrzanego dzieje się na pasie startowym. Pozwólcie, że opowiem swoją historię poszukiwań miejsca dla planespotterów na Heathrow. Przed dokładnie rokiem przebywałem w Londynie i mieszkałem w zachodniej części miasta. Przez okno swojej kwatery codziennie podziwiałem podchodzące do lądowania samoloty. Przedostatniego weekendu pobytu postanowiłem zrobić sobie wycieczkę i obejrzeć owe kolosy z bliska. Dotarłszy na lotnisko udałem się do punktu informacji i zagadnąłem urzędujący tam personel gdzie znajduje się miejsce dla „planespottersów” - personel zrobił wielkie oczy . Wyjaśniłem, że interesuję się awiacją i chciałbym pooglądać lądujące maszyny, oraz że czytałem, iż na Heatrow jest wyznaczony po temu punkt widokowy. Dodałem również, że na oficjalnej stronie internetowej na próżno poszukiwałem jakiejkolwiek informacji na ten temat. Zostałem poinformowany, że żaden punkt widokowy nie istnieje, ale jeśli chcę, mogę się udać na dach najbliższego spośród wielu lotniskowych piętrowych garaży i stamtąd obejrzeć panoramę okolicy. Po krótkim błądzeniu w labiryncie podjazdów i klatek schodowych zdołałem dotrzeć we wskazane miejsce. Oczom moim ukazał się widok potężnej wieży radarowej, która wyrastała ze środka parkingu. I tyle. Miejsce to zostało najwyraźniej tak zaprojektowane, żeby zostawiający samochód podróżny ujrzał jak najmniej, tudzież aby żaden terrorysta nie mógł sobie tam urządzić wartościowego punktu obserwacyjnego. Widok na płytę lotniska przesłaniały budynki. Wszędzie widniały natomiast wielkie i groźne tablice z napisem: „Przebywanie na dachu wzbronione. Opuść to miejsce jak najprędzej” - czy coś w ten deseń... Aby się tam dostać poświęciłem dwie i pół godziny, niezbyt więc cieszyła mnie perspektywa powrotu z niczym. Zamiast udanej wycieczki zrobiłoby się już z tego pół straconego dnia. Z drugiej strony nie bardzo pociągała mnie perspektywa spędzenia nocy w areszcie (o darmowym turnusie w kurorcie Guantanamo nie wspomnę). Zrobiłem niemądrą rzecz . Dokoła pełno było samochodów, a ich właściciele przecież jakoś musieli się do nich dostać, bo wszakże nie teleportowali się w ułamku sekundy z wejścia na dach wprost za kierownicę. Postanowiłem „z cicha pęk”, czyli „jakby nigdy nic” zrobić szybkim krokiem rundkę dokoła parkingu, niby poszukując pojazdu. To uczyniwszy i nadal niewiele zobaczywszy, opuściłem obiekt. Ze szczytu dachu udało mi się jednak dostrzec osiedle znajdujące po drugiej stronie lotniska, odgrodzone od pasów płotem. W owej położonej na północ od mojej pozycji dzielnicy było kilka piętrowych hoteli, restauracji, stacje benzynowe. Gdybym tylko dojechał tam autobusem, zapewne znalazłbym jakiś odpowiedni punkt obserwacyjny. Tak też postąpiłem. Na miejscu jednak znowu czekało mnie rozczarowanie. Od płotu ogradzającego teren lotniska oddzielał mnie pas płatnych parkingów, na które trzeba byłoby wleźć, żeby cokolwiek zobaczyć. No więc wlazłem... przecież do cholery nie ja pierwszy i ostatni wpadłem na pomysł takiej wycieczki krajoznawczej a chodzenie po parkingu to nie zbrodnia. Na płocie zaraz przy pasie rozwieszono kolejne groźne tablice z gatunku „No trespassing”. Tu postanowiłem się zatrzymać. Stojąc po właściwej, zewnętrznej stronie ogrodzenia, niewiele się nimi przejmowałem... o naiwny... nie minęło pięć minut a jechał do mnie patrol ochrony lotniska. Ponieważ w takiej sytuacji nie ma co uciekać, polazłem im naprzeciw, zaś oni przeprowadzili ze mną krótki „wywiad środowiskowy”. Żeby było zabawniej dodam, że jak na prawdziwego uduchowionego intelektualistę przystało, miałem akurat wyhodowany piękny kilkunastodniowy zarost (z rodzaju z tych, którymi szczycą się modele na okładce magazynu „Jihad&Fashion”). Wtedy jednak nie było mi do śmiechu. Opowiedziałem co i jak, pokazałem dokumenty... od godziny byłem zapewne główną gwiazdą lotniskowej sieci telewizyjnej „Surveillance TV”. Tłumaczyłem, że ja turysta z Polski, że pytałem jak pan Bóg przykazał w informacji, że wysłali na dach... Groźni ludzie w kamizelkach kuloodpornych sięgnęli po radio, porozumieli się z centralą, sprawdzili czy nie kłamię, wytłumaczyli gdzie jest punkt dla planespotterów i pojechali. Po prawdzie odechciało mi się już dalszych przygód. Z lekka wystraszony, bardziej już dla udowodnienia swoich prawdziwych intencji, niźli dla relaksu (wciąż pewnie obserwowali mnie z wszędobylskich kamer), pospieszyłem do wskazanej destynacji. Jest to specjalna podniesiona i zadaszona platforma, przy której spotkamy grupkę zapaleńców z lornetkami, lunetami i - a jakże by inaczej - cyfrowymi lustrzankami. Uprzedzając pytanie – tak, ci popaprańcy rzeczywiście zabierają ze sobą zeszyt, w którym notują w słupkach jeden pod drugim lądujące samoloty... Jedni tylko te określonych linii, inni wyłącznie maszyny danego typu... jeszcze inni wedle tylko im znanego systemu. Z przykrością jednak stwierdzam, że towarzystwo to nie jest nawet w części tak uprzejme i serdeczne jak nasza zlotowa ferajna. Na uprzejmą prośbę, czy można luknąć w okular albo przetestować lornetkę mają tylko jedną odpowiedź: NO. Udzielają jej ze świętym oburzeniem i wyrazem twarzy, jakby mieli zaraz wyciągnąć widły i człowieka pogonić. Buraki. Z innych dostępnych tam ciekawostek wypada wymienić gromadkę emerytów i rencistów zgromadzonych wokół radioodbiornika dostrojonego do częstotliwości, na której piloci konwersują sobie z wieżą kontrolną. Opodal znajduje się też infrastruktura turystyczna w postaci restauracji fast food oraz muzeum portu lotniczego Heathrow. Po prawdzie widok z platformy jest nieszczególny, przesłonięty latarniami i drzewami. Ile lądujących samolotów można zobaczyć? W niedzielę przed południem naliczyłem 49 w przeciągu godziny . Żeby oszczędzić przyszłym śmiałkom przygód, jakie stały się moim udziałem, zaznaczam z dokładnością „pi razy drzwi” położenie owego planespotterskiego eldorado.
  21. Okno jest wyjątkowo niedobrym obiektem do sprawdzania kolimacji. Chodzi o to, że im więcej jest znajomej "treści" wokół testowego przedmiotu, tym łatwiej nasz mózg wpada na pomysł, żeby włączyć "softwarowe" ujednolicanie dwóch rozbieżnych obrazów. Dlatego polecam patrzeć na jasną gwiazdę lub planetę - po prostu punkt - otoczony morzem pustki. Wtedy nasz rozum głupieje i pomiar nie jest obarczony żadnym błędem. Jeśli popatrzysz na okno budynku czy lusterko samochodu, twój mózg w lot znajduje inne "punkty zaczepienia", rozpoznaje znajomy kształt i w ogóle kojarzy go z zapamiętanym obrazem domu albo auta, po czym szybciutko włącza korekcję. Czasem jednak przeprowadzenie testu na gwiazdach jest niemożliwe. Z moich doświadczeń wynika, że dobrym obiektem zastępczym jest w takim przypadku np. malutki kurant na szpiczastej wieży, widziany na tle bezchmurnego nieba. Ustawiasz lornetkę tak, by w polu widzenia był tylko obiekt (kurant, krzyż, kula etc.) na wąziutkim pręcie i wkoło ocean błękitu (dach poza polem widzenia) i sprawdzasz. Ponieważ poza kurantem nie ma na czym "zaczepić" wzroku, brak punktów odniesienia, mózg z większą łatwością zaprzestaje scalania rozbieżnych obrazów. Można też spróbować upolować w nocy odległe światełko, np. na kominie albo maszcie radiowym. Zasada jest prosta: obiekt testowy ma być malutki i wyraźny, najlepiej o regularnych kształtach, otoczony pustką. Pozdrawiam.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.