pytanie niby proste, wszyscy wiemy że wahadłowce tylko się nędznie ślizgają po powierzchni atmosfery i daleko im do prawdziwych lotów kosmicznych, ale też wiadomo że byle kawałek cegły może w kosmosie polecieć dowolnie daleko, wystarczy popchnąć tak więc zainteresowała mnie ta kwestia i poszukałem w sieci i znalazłem takie rozważania:
- wahadłowiec nie da rady dolecieć bo ma za mało paliwa/energii
- ale możnaby hipotetycznie zaplanować lot w ten sposób że wysyłamy wczesniej dodatkowy zapas paliwa (zbiornik) na orbitę i wahadłowiec sobie go przyczepia i leci dalej na księżyc
- niestety, co za wtopa: główne silniki wahadłowca nie są zdolne do ponownego odpalenia, nawet gdyby miały paliwo
- ale powiedzmy że zmieniono by ich konstrukcję, więc lecimy na księżyc
- dolecieliśmy i znowu problem, wahadłowiec nie wyląduje bo tam nie ma powietrza w którym mógłby szybować
- ale mógłby zabrać w ładowni lądownik księżycowy, wahadłowiec zostaje na orbicie wokół księżyca a lądownik wysyłamy na powierzchnię
- tylko że w takim razie po co pchamy na orbitę księżyca i z powrotem wielki bezużyteczny pojazd z bezużytecznymi skrzydlami, podwoziem i wszystkim skoro przyda się tylko kabina z załogą. a każda dodatkowa masa oznacza potrzebę dodatkowego paliwa, oraz paliwa do wysłania tego paliwa, i tak dalej
- ale niech już będzie że polecieliśmy w ten sposób z lądownikiem. teraz wracamy na orbitę wokół ziemi i znowu problem: prędkość z jaką zbliżamy się do ziemi jest za duża i wahadłowiec by się rozleciał próbując hamować w atmosferze. kapsuła apollo była bardziej wytrzymała no bo to była tylko kapsuła
- jeżeli byśmy się jednak uparli to wahadłowiec musiałby wcześniej wyhamować silnikami żeby zmniejszyć prędkość, czyli znowu potrzebne kolejne zapasy paliwa
wychodzi na to, że w takiej podróży głównym zastosowaniem wahadłowca byłoby utrudnianie zadania, coś jak związanie bokserowi jednej ręki dla uatrakcyjnienia pojedynku