Skocz do zawartości

Samochodem po Hiszpanii


Radek Grochowski

Rekomendowane odpowiedzi

Z powodu braku czasu/chęci/kłopotów z laptopem/z innych istotnych powodów (niepotrzebne skreślić) dopiero teraz zamieszczam krótką relację plus parę fotek z samochodowego rajdu po Hiszpanii. Bo inaczej niż rajdem nie da się tego nazwać. Może 3 dni spędziliśmy spokojnie smażąc się na plaży, a pozostały czas generalnie w samochodzie, próbując dostać się tam "gdzie nas jeszcze nie było". I muszę powiedzieć, że jak na tak krótką wycieczkę udało nam się całkiem sporo zobaczyć.

 

Ale po kolei. Wyruszyliśmy z Ralfem (Rafał z Krakowa) wczesnym rankiem. Następnego dnia po południu zbliżaliśmy się już do granicy hiszpańskiej. Niestety francuskie autostrady, chociaż doskonałe - nie powiem, są płatne, i po wydaniu w sumie 50 euro zdecydowaliśmy krótko przed granicą skręcić w bok, aby ominąć bramki. Plan był genialny, ale Francuzi wbrew pozorom nie są idiotami i stawiają bramki na wszystkich wyjazdach, o czym się właśnie przekonaliśmy. No ale jak już zjechaliśmy, to postanowiliśmy pójść za ciosem i jechać okrężną drogą przez Pireneje, tuż koło granicy z Andorą. Droga początkowo dwupasmowa szybko zmieniła się w jednopasmówkę przechodzącą przez centra małych górskich miasteczek, ślicznych jak z obrazka, i pięła się niezliczonymi zakrętami coraz wyżej i wyżej. Pireneje to piękne wapienne góry, których młody wiek zdradzają strome, poszarpane zbocza i ostre szczyty. Miejscami skały wznosiły się prosto z drogi niemal pionowo na wysokość kilkuset metrów. Niestety z powodu braku pobocza nie dało się robić zdjęć.

_30_00391[1]small.jpg

Łagodniejsze oblicze Pirenejów

 

Przeciążony samochód stękał z bólu, ale w końcu wjechał na płaskowyż na wysokości ok. 1,600m, gdzie w małym miasteczku przekroczyliśmy granicę z Hiszpanią. I tu pierwszy szok. Francja jest piękna, każdy Francuz ci to powie i trudno z tym dyskutować. Małe górskie miasta i wioski wyglądały jak przeniesione prosto ze średniowiecza, jeden wielki zabytek. Tym większe zaskoczenie, gdy za następnym zakrętem po przejechaniu obok tablicy z unijnymi gwiazdkami zamiast tychże pięknych domów i uliczek rozciąga się wielki plac budowy z dziesiątkami dźwigów budujących paskudne apartamentowce i hotele, kompletnie bez ładu i składu.

 

No ale nic, może dalej będzie lepiej. Wkrótce wjechaliśmy do wielkiego, 7-kilometrowego tunelu (oczywiście płatny 14 euro), za którym pogoda była już zupełnie inna - szaro i mgła. Góry równie piękne jak po francuskiej stronie, ale otoczenie już nie do końca. Wszędzie powciskane dźwigi, zbocza gór rozkopane, a w pewnem malowniczej dolinie tuż obok średniowiecznego zamku stoi wielki komin elektrowni a naookoło rozchodzą się druty wysokiego napięcia. Masakra.

 

Po noclegu za Barceloną ruszyliśmy do Walencji. I znowu to samo. Hiszpanie robią wrażenie, jakby pojęcie "architektura krajobrazu" było im zupełnie obce. Nawet nie chce mi się opisywać tego wielkiego śmietniska, w jakie zamienili wschodnie wybrzeże. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać co ja tu właściwie robię, ale dzięki Bogu na horyzoncie pojawiła się Walencja. Okazało się, że co prawda przyrodę traktują jak zsyp, ale o miasta to zadbać potrafią. Walencja to piękne, czyste miasto wielkości Wrocławia, w którym futurystyczna architektura doskonale współgra ze starymi zabytkami, a po ulicach śmigają Hiszpanki na skuterkach. Szczególne wrażenie robi La Ciudad de las Artes y las Ciencias, czyli Miasto Sztuki i Nauki, zespół niezwykłych nowoczesnych budowli mieszczących muzeum sztuki, pałac nauki, oceanarium i hubert wie co jeszcze.

_8A_00410[1]small.jpg _4A_00406[1]small.jpg

3 października, po kilku dniach szwędania się po ulicach i leżenia na plaży, ruszyliśmy wczesnym rankiem na lotnisko aby odebrać Marcina (Masiek z A4U), który z żoną Kamilą przyleciał z Majorki specjalnie na zaćmienie. Z pomocą GPSa wybraliśmy optymalne miejsce w pobliżu brzegu pasa, na szczycie sporego wzgórza, z którego rozciągał się widok na góry i doliny porośnięte plantacjami oliwek i jakichś dziwnych pomarańczowych owoców, których nazwy nie znam.

22A_00343small.jpg

Zdjęciami z zaćmienia chwalił się nie będę, bo nie wyszły najlepiej, ale podzielę się wrażeniami. Otóż trudno o porównanie z zaćmieniem całkowitym. Owszem, Słońce jak obważanek wygląda śmiesznie, światło staje się przytłumione i krajobraz oświetlony bardziej czerwonym brzegiem tarczy słonecznej przybiera ten niezwykły rudy odcień widoczny tylko podczas zaawansowanego zaćmienia. Brakuje jednak tego meritum, uderzenia emocji kiedy nagle robi się ciemno, pojawia się korona, a cała przyroda przeciera oczy w zachwycie. Dlatego nie warto jechać specjalnie na zaćmienie obrączkowe dalej niż na koniec Europy, podczas gdy na całkowite warto jechać na koniec świata. Mimo to zjawisko było bardzo ciekawe i przyjemnie było je oglądać z browarkiem w dłoni w miłym towarzystwie.

 

Zaraz po zaćmieniu odwieźliśmy Maśka z żoną na lotnisko. Oni ruszyli w drogę na Majorkę, a my do Granady. Początkowo poruszaliśmy się wśród znajomych drutów, dźwigów i kamieniołomów, ale gdzieś w okolicach Almerii na pd-wsch wybrzeżu dało się zauważyć wyraźną zmianę. Coraz bardziej sucho, coraz mniej miast, aż w końcu jechaliśmy przez niemal bezludny teren wyglądający jakby od lat nie spadła tu kropla deszczu. To pustynia Almerii, jedyna pustynia w Europie, a właściwie półpustynia, bo miejscami dało się tam wypatrzyć jakieś suche badyle. Wkrótce teren zaczął się powoli wznosić i pojawiły się plantacje oliwek, które najwyraźniej nie potrzebowały do życia deszczu.

30A_00351[1]small.jpg

Teren wznosił się coraz bardziej, a góry stawały się coraz wyższe...

__1_00294[1]small.jpg

...aż w końcu wjechaliśmy do Andaluzji. To niezwykła kraina. Wielki płaskowyż wyniesiony na 800-1300m npm wydaje się przez to jakby izolowany od reszty kraju. Jazda przez wschodnią Andaluzję jest niezapomnianym przeżyciem. Przyroda jest przekształcona w minimalnym stopniu i często po sam odległy horyzont nie widać ani jednej wioski. Ze względnie płaskiego terenu wystają izolowane łańcuchy górskie i pojedyncze masywy. Niektóre z nich wyglądają niemal jak ostańce.

IMG_0769[1]small.jpg

(photo Ralf)

 

Niestety dalej się nie da, bo forum informuje mnie, że zamieściłem za dużo grafik. Hmm, nie poszło nawet jako osobny wątek :blink:

Edytowane przez Radek Grochowski
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra, poszło, ale bez miniatur, z samymi linkami.

 

Do Granady dojechaliśmy o zachodzie słońca. Miasto rozłożyło się u stóp gór Sierra Nevada, na wysokości 700m npm. Mimo to termometry pokazywały 28*C. Było duszno od spalin i wilgoci. W dodatku w Hiszpanii wieczór to godziny szczytu, więc na długo utknęliśmy w korkach. W pewnym momencie zjechałem na zły pas i żeby to naprawić wcisnąłem się na siłę już na czerwonym świetle między młot i kowadło. Skutek był taki, że cała Granada jak długa i szeroka zabiła mnie klaksonami. Minęła dobre minuta zanim zacząłem normalnie słyszeć. Hiszpańczycy to nerwowy ludek.

 

Jak Granada - to Alhambra. Położona na wzgórzu pałac-twierdza z czasów Maurów stanowi największe osiągnięcie kultury arabskiej na terenie Europy. Do Alhambry przychodzi się po to, aby przekonać się, że trzeba stać po bilet w kilometrowej kolejce, ale nam udało się kupić na boku od jakiegoś Jankesa, do tego taniej, więc weszliśmy prawie od razu.

foto1

Alhambra składa się z trzech części - ogrodów, starej części obronnej z wieżami i z pałacu sułtana. Pałac, z zwenątrz zupełnie niepozorny, w środku wygląda tak, jakby tysiąc artystów przez tysiąc lat dzień i noc dłubało w ścianach. Dosłownie wszystko, dziesiątki komnat łącznie z sufitami ozdobione są misternymi ornamentami, wśród których wybijają się teksty na cześć Allaha i sułtana.

foto2 foto3 foto4 foto5

Całość o dziwo nie przytłacza, gdyż zdobienia są na tyle drobne i jest ich tak dużo, że nie da się na nich skoncentrować. Człowiek szybko daje sobie spokój z podziwianiem i po prostu odbiera wszystko jako bardzo lekką, niemal ażurową konstrukcję - idealne miejsce do odpoczynku i kontemplacji. Fajne życie miał tam sułtan, zwłaszcza że jeden sektor pałacu zajmował harem B)

Z wysokich wież roztacza się efektowny widok na starą dzielnicę arabską...

foto6

...gdzie miejscami ludzie żyją jeszcze według innych standarów.

foto7

Na ostatni dzień wyprawy przypadło to, na co najbardziej czekałem, czyli góry. Kiedyś, jeszcze jako dziecko, oglądałem sobie atlas świata i zwróciłem uwagę na takie wysokie góry w południowej Hiszpanii, z których na pewno widać morze i Afrykę, a na jeden ze szczytów prowadzi droga. W dodatku tak fajnie się nazywały - Sierra Nevada, Góry Śnieżne. Pomyślałem wtedy, że fajnie byłoby kiedyś tam pojechać. No i przyszedł w końcu ten dzień, kiedy wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na ten szczyt. Ściśle mówiąc, w przewodniku wyczytałem, że droga kończy się na pewnej wysokości i dalej trzeba iść na piechotę, ale Ralfowi powiedziałem to dopiero w ostatniej chwili, żeby się nie rozmyślił i powiedział, że nie idzie.

Droga na La Veletę jest jedną z najładniejszych jakimi jechałem.

foto8

Prowadzi z Granady na pd-wsch i licznymi serpentynami pnie się aż na wysokość 2,500m npm, gdzie stoi szlaban z panem strażnikiem, który mówi, że o tej porze dnia wejście na szczyt jest co najmniej nierozsądne, bo będziemy tam dopiero o zachodzie słońca, a jeszcze trzeba zejść. My na to, że spoko, dojdziemy tak daleko, jak się da, a on, że szczerze radzi dać sobie spokój. A ja na to w duchu, że nie po to przyjechałem z drugiego końca Europy, żeby dawać sobie teraz spokój. W końcu machnął ręką, zaopatrzył nas w mapki, na których niewiele było widać i garść dobrych rad, i ruszyliśmy.

Asfaltowa droga prowadzi dalej, aż do położonego wysoko obserwatorium, ale idzie się skrótami, na początku po trawie, wyżej po skałach.

Wejście 900m w pionie nie jest szczególnym osiągnięciem, ale w pośpiechu, z ciężkawym plecakiem (ubrania, picie, sprzęt) i bez aklimatyzacji na sporej już bądź co bądź wysokości może zabraknąć pary w płucach. Gdzieś koło 3,000m Ralf powiedział, że idzie dalej drogą. Ja jednak miałem przeczucie, że gdzieś tam w górze są niezłe widoki i nie mogę sobie ich odpuścić tylko dlatego, że jestem zmęczony. Ruszyłem więc w górę po stromych płytach skalnych, właściwie na wyczucie. W końcu doszedłem do grani, zza której wystawiała głowę kozica. Zaraz uciekła, ale zbiegła tylko kilkanaście metrów niżej, patrzyła na mnie i prychała. Grań okazała się bardzo ostra, a za nią rozciągała się potężna polodowcowa dolina ze szczytem Mulhacenu po przeciwnej stronie.

foto9

Na prawo miałem pionową, północno-wschodnią ścianę La Velety, u której podnórza, kilkaset metrów pod szczytem było widać resztki lodu z zeszłej zimy. Kiedyś, jeszcze niedawno, był tu najbardziej na południe wysunięty lodowiec Europy, ale ocieplenie klimatu sprawiło, że ostał się tylko mały lodowczyk.

foto10

Parę minut chłonąłem widoki, ale poczułem, że zaczynam zamarzać (wiał tam silny wiatr, a miałem na sobie tylko podkoszulek), więc ruszyłem dalej. Zrobiło się trochę niebezpiecznie, bo było tam sporo głazów, z których trzeba było zeskakiwać i telepiące się skalne płyty, ale jakoś powoli, z krótkimi postojami na zaczerpnięcie oddechu, w końcu doszedłem na szczyt, 3397m npm. Słońce stało jeszcze wysoko, więc strażnik niepotrzebnie panikował (ale taka jego rola). Niestety Morze Śródziemne tonęło w niskich stratusach, a nad Marokiem unosiły się pyły z Sahary.

foto11

Wielka szkoda, ale poza tym widoki były fenomanalne. Widać było całe góry Sierra Nevada z Mulhacenem, najwyższym szczytem Hiszpanii (3487m)...

foto12

...i inne pasma górskie ciągnące się po sam horyzont. W dole, na wysokości 2,900 rozłożyło się nowoczesne obserwatorium astronomiczne Andaluzyjskiego Instytutu Astrofizyki, wyposażone w dwa teleskopy Nasmytha 0.9m i 1.5m i millimetrowy radioteleskop o średnicy czaszy 30m. Niestety nie mieliśmy czasu, żeby tam zajrzeć.

foto13

Za chwilę pojawił się Ralf i wspólnie zaczekaliśmy do zachodu słońca. Sam zachód może nie obfitował w fajerwerki, ale po przeciwnej stronie, na wschodnim horyzoncie pokazał się rewelacyjny stożek cienia góry. Wcześniej tylko raz widziałem coś podobnego. Dla takich widoków warto czekać, nawet gdy temperatura i wiatr nie rozpieszczają.

foto14

Schodziliśmy drogą, najpierw w półmroku, potem w całkowitym mroku, a oświetlały ją gwiazdy, ekran komórki i łuna od Granady.

 

Aha, jak ktoś będzie kiedyś w Hiszpanii, niech koniecznie przejedzie się drogą szybkiego ruchu z Madrytu do Saragossy. Widoki są tam takie, że możnaby kręcić filmy o indianach i kowbojach. A nawet lepsze.

Edytowane przez Radek Grochowski
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po Norwegii teraz kolejny wspaniały opis wyprawy do Hiszpanii , gratuluję i podziwiam . Kiedyś udało mi się dojechać z Wrocka do Barcelony , wiem ile to kosztuje wysiłku . Zwróciłem uwagę na ciekawy , wręcz literacki dziennik podróży Radka , fajnie B)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak dobrze że dziś zerknąłem do działu fotografia, taka niespodzianka :)

Po tym wyczerpującym opisie nie mam juz co dodawać, więc tylko podam linka do moich zdjęć:

http://ralf.ovh.org/spain/index.html

(najlepiej się ogląda przy min. 1280x960 i fullscreen przeglądarki)

 

Pozdrawiam

Rafał

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.