W Polsce normalnie rocznie umiera około pół miliona ludzi. Umierają z przeróżnych powodów, wątpię by wielu z nich umierało w sposób przyjemny. Czy z tego powodu żyjemy w permamentnej żałobie i przygnębieniu? Nie, śmierć jest naturalnym elementem naszego życia. Nie ma sensu udawać, że jesteśmy nieśmiertelni.
Uważasz, że nietaktem jest żartowanie, gdy inni umierają. Zmartwię Cię jeszcze jeszcze bardziej: ludzie zawsze umierają, każdego dnia, każdej godziny. Nawet na stypie normalnie się rozmawia i żartuje. (Oczywiście stypa stypie nierówna - inaczej będzie na stypie po dziadku, inaczej po dziecku).
Wiele osób umiera na choroby o wiele gorsze niż covid. Np. nowotwory zbierają o wiele większe żniwo i są o wiele straszniejsze, bo dotykają też ludzi młodych - zmuszają rodziców do patrzenia na umierające dzieci. Cowid jest inna - zabija niemal wyłącznie choroby schorowane i w podeszłym wieku. A pomyśl o dawnych epidemiach cholery czy też duru brzusznego albo dyfterytu - chorób najbardziej zabójczych dla dzieci. Covid jest na samym początku "skali straszności". Mam porównanie, bo zajmuję się genealogią i przeglądam stare księgi metrylkalne. Jeszcze w XIX wieku bywałe potężne epidemie, głównie cholery, ale i innych chorób. Czasem nawet łączone epidemie dwóch chorób. Bywały przypadki, że około 25% lokalnej populacji umierała w ciągu 3 miesięcy (np. Barwałd 1847).
Podsumowując ten przydługi wywód: staram się żyć, nie umierać. I staram się, by życie było jak najlepsze, a elementem dobrego życia, wg mnie, jest też codzienna dawka humoru i śmiechu, czego i Tobie życzę. Nawet w tych trudnych, niezwykłych okolicznościach.