tym razem plan był śmignąć szybko, prawie biegusiem na Woło w Tatrach zachodnich i strzelić kadr, który marzył mi się od poprzedniej zimy - szeroki kadr z zimowymi konstelacjami. Tym razem bez długich godzin na szczycie na zbieranie materiału zwłaszcza ze prognoza zapowiadała punktowe i dość krótkie okno pogodowe.
Dwa dni wcześniej w tym rejonie wiało 150km/h więc nie wiedziałem czy wiatr zgaśnie do końca. Krótki pobyt na szczycie miał mi pozwolić na ograniczenie wagi plecaka i powiem Wam, ze nie wiem jak to się dzieje, ale niezależnie czy walczę o każdy gram czy nie, zawsze jakoś finalnie wychodzi mi te 20kg
Zresztą ograniczenie wagi i niedocenienie warunków doprowadziło do niemądrej decyzji o zrezygnowaniu z czekana i raków w miejsce raczków i kijków trekingowych, właściwie tylko dzięki doświadczeniu wielu lat uprawiania snowboardowego backcountry udało mi się dotrzeć na grań bez stawania się obiektem kolejnych nagłówków o nieodpowiedzialnych turystach w tatrach.
long story short, prognoza sprawdziła się co do minuty a nawet mialem to rzadkie szczęście ze nisko zawieszone chmury znalazły się w idealnym miejscu ograniczając łunę Popradu - wyciągnięcie pętli Barnarda zazwyczaj w tamtym kierunku bez filtrów LP jest właściwie niemożliwe.
Wycieczkę przypłaciłem jednak nawrotem objawów lateralizacji rzepki i lekkimi odmrożeniami. Teraz kilka tygodni lekkiej rehabilitacji i powoli wzrok kieruje w stronę wiosennego milky waya
kadr miał się składać z dwóch poziomych paneli, ostatecznie są to 4 panele bo zapomniałem głowicy i musiałem focić aparatem wychylonym tak jak kazała mi oś RA
canon eos r + sami 24 + iso400 + 3x2min
dorzucam ręcznie dorysowane konstelacje - zarówno pix jak i astrometry poddały się przy plate solvie