Witajcie Moi Drodzy.
Dziś nie będzie żadnych szkiców.
Dziś będą tylko słowa.
Wczoraj po raz pierwszy byłem pod ciemnym niebem. 21,72.
Czasu mieliśmy niewiele. Ledwo godzinkę. Łagodnie wznosząca się na południe łąka. Na północy,kilometr za nami maleńka wioska.
Ograniczyłem się do sztandarowych obiektów. Głównie dlatego że chciałem mieć porównanie z tym co widzę z pod domu.
Droga mleczna wspaniałe widoczna z wyraźną dziurą w Łabędziu. U mnie wymaga dobrych warunków i wpatrywania się.
M13 ,Morfeusz 9mm. Widać że jest to kula z gwiazd,dużo jaśniejsza. Dyskotekowa sfera wysadzana milionami diamentów.
Andromeda. Jądro większe,jaśniejsze. Przybierające jajowaty kształt. Zarys dysku słabo widoczny.
Snowball. Tu chyba najlepiej. Jażąca się latarnia w czerni upatrzonej gwiazdkami. To rozpalająca się,to dogasająca. Jak żywa istota ,której pierś miast unosić się w oddechu rozpala się światłem.
Gromady w Casiopei wyraziste. Czerń czarniejsza,blask bieli żywszy,kolory nasycone bardziej.
Veil. Hmm...
Nie mogę powiedzieć że widziałem miotłę...
Ale coś tam było... Jakby cień widziany w ostrym słońcu. Słabiutkie,podłużne pojaśnienie. U siebie z ogrodu wielokrotnie badałem wnikliwie ten rejon w różnych warunkach i nic. Nawet śladu.
Tam,ledwo spojżałem w okular miałem pewność że coś widzę...
No cóż Moi Drodzy. Mam mieszane uczucia. Szczerze mówiąc spodziewałem się większej różnicy. Sam nie wiem. Może za dużo oczekiwałem. Może warunki były nie do końca sprzyjające...
Gdybym miał widokom ze swojego ogrodu dać ocenę dostateczną, to wczorajsza wyprawa zasługuje na bardzo naciągany dobry z minusem.
Pozdrawiam.
Czystego nieba.