Próbowałem wymyśleć dlaszy ciąg opowieści o Jonnym, ale kompletnie nic nie przychodziło mi do głowy. Na siłę też nie chciałem niczego pisać. Przyszedł mi do głowy inny temat. Mam dziwne wrażenie, że kiedyś, dawno temu, czytałem opowiadanie o podobnej treści, tak coś mi się niespokojnie tłucze po głowie... Jeśli ktoś takowe zna, niech da znać. Na wszelki wypadek: pomysł nie jest mój. Moja jest treść. Mam też temat na inne opowiadanko, które na pewno przeczytałem z ćwierć wieku temu i baaaaardzo mi sie podobało. W tej chwili nie przypomnę sobie jaki był tytuł i kto je napisał. Treść z pewnoscią przytosuję do naszych czasów.
Mały Nicky
Mały Nicky nie lubił chodzić do szkoły. Nauczyciele się na niego uwzięli, a koledzy dokuczali. Ten dzień wcale nie miał być inny. Z ciężkim plecakiem i sercem przekroczył próg budynku. Pierwsza lekcja - geografia. Wyjątkowo jej nie lubił. Te wszystkie wyżyny i niziny, morza i oceany, tylko mieszały mu w głowie. Co innego chemia… Jedyny przedmiot, który lubił. W swoim domku na drzewie miał nawet zestaw „Małego chemika”. Za jego pomocą robił fikuśne rzeczy sąsiadom…
-… Półwysep Iberyjski – dotarły do niego strzępki wykładu nauczycielki. Przed nim, na ławce leżał atlas geograficzny. Wielokrotnie przeglądany, z pożółkłymi kartkami.
-Otwórzcie atlas na stronie szesnastej – niczym kara, znowu zabrzmiały w jego uszach słowa belferki. -Piętnasta…szesnasta…jest. Na mapie ukazany był półwysep, o którym nauczycielka tak dziś zawzięcie prawiła.
-Madryt, Lizbona, Barcelona… Nic nie mówiące nazwy, o których wiedział, że będzie musiał się ich nauczyć. Złość na ten fakt wezbrała w nim niczym powódź.
- La Coruna, Kraj Basków… Po diabła mi te informacje…
Wściekły otworzył piórnik i wyjął cyrkiel. Z lubością wbił igłę w stolicę Hiszpanii. Poczuł, że złość spływa z niego niczym wodospad. Natychmiast lepiej się poczuł…
- Przerywamy nasz program, aby podać państwu najświeższe informacje – widać było, że prezenter na ekranie telewizora jest czymś bardzo przejęty. Mama małego Nickiego oderwała wzrok od książki i spojrzała w telewizor. Na telebimie za plecami sprawozdawcy widać było olbrzymi lej oraz morze płomieni.
-Wydarzyła się niespodziewana katastrofa…
Nicky ze znużeniem przysłuchiwał się geograficzce.
- Jutro nie zapomnijcie zabrać atlasów na lekcję. Będziemy rozmawiać o naszym mieście i najbliższej okolicy.
Na ekranie dziennikarz rozmawiał z jakimś ocalonym. Mężczyzna utytłany kurzem i sadzą mówił w jakimś niezrozumiałym dla mamy Nickiego języku. Domyśliła się, że to hiszpański. Na pasku, na spodzie ekranu przewijało się tłumaczenie.
- Świadkowie, którym udało się przeżyć mówią o olbrzymim, stalowym stożku, który nagle wychynął z chmur i z ogromną siłą uderzył w miasto. Następnie szybko zniknął. Ludność twierdzi, iż był to niespodziewany atak kosmitów…
-Dziękuję Ci, Steve – spiker w studiu zakończył relację reportera. – Z Madrytu dla państwa Stevie Morgan.
Dzwonek zabrzmiał na zakończenie lekcji. Mały Nicky spojrzał na atlas i cyrkiel. Uśmiechnął się złowieszczo. Już wiedział, czym będzie się zajmował na jutrzejszej lekcji geografii…