- Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem.
-
Postów
2 584 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
13
Typ zawartości
Profile
Forum
Blogi
Wydarzenia
Galeria
Pliki
Sklep
Articles
Market
Community Map
Odpowiedzi opublikowane przez Krzychoo226
-
-
- Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem.
- Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem.
Dzień trzeci
Dzień zaczął się dobrze, z godzinnym zapasem ruszyliśmy autostradą numer 5 na północ w kierunku Antofagasty. Mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Copiapo, a VLT opona naszego Pathfindera powiedziała dość. Na szczęście nic groźnego się nie wydarzyło, mogliśmy spokojnie zatrzymać się obok drogi i dokonać oględzin. Okazało się, że rozerwał się bok opony - dalsza podróż na czymś takim możliwa nie była, a kontynuowanie jazdy na zapasie przez kolejne 300km nam się nie uśmiechało. Kuba dzwoni do wypożyczalni, w weekend nikt tam nie mówi po angielsku, więc jako jedyna osoba hiszpańsko-języczna musi uratować dzień (zresztą nie pierwszy i nie ostatni raz). Dowiedzieliśmy się, że wypożyczalnia ma 2 oddziały w Chile jeden w Santiago i jeden w Antofagaście. Samochodu nie dadzą, mogą co najwyżej jutro kogoś wysłać do pracy, żeby dał nam kolejny wóz. W tym momencie mogliśmy też zapomnieć o VLT, na zapasie dojedziemy z dużym opóźnieniem, a nikt tam nie będzie przecież czekał, nie jesteśmy jedynymi odwiedzającymi tego dnia... Próbujemy jeszcze szczęścia w napotkanej po drodze wulkanizacji, ale niestety nie mają takich dużych opon. Poradzili tylko by jechać powoli i nie przegrzewać zapasu. Gdzieś w tym miejscu zapadła decyzja, że jeżeli opona będzie wyglądała ok, to podjedziemy na parking przed VLT i porobimy fotki z daleka, jeżeli nie to trudno. Musimy przejechać 300 kilometrów i nie ryzykujemy zostawienia połowy ekipy na noc na pustyni w razie awarii. Powoli wgramoliliśmy się z zamglonego, pochmurnego wybrzeża przez góry na marsjański płaskowyż pośrodku którego z jednej strony znajduje się Cerro Paranal, a z drugiej Cerro Armazones czyli góry na szczycie których znajdują się obecne i przyszłe największe obserwatoria świata. Na parking zajechaliśmy godzinę po czasie, zakładam więc 400mm, by choć tak zbliżyć się do VLT. Z tego miejsca widać morze... Chmur nad oceanem. Choć VLT w linii prostej od oceanu dzieli niecałe 20 kilometrów Andy zatrzymują całą wilgoć na wybrzeżu. Kontrast między szaro-burą jesienną pogodą, a tym co doświadczamy zaledwie godzinę później jest niesamowity. Dopiero po chwili zauważam, że Kuba ciągle rozmawia z ochroniarzami przy bramie. Czyżby próbował ich przekonać by nas wpuścili? Po pewnym czasie ochroniarz znika wewnątrz budynku, a Kuba oznajmia żebyśmy się przygotowali, bo będą dzwonić do kogoś w obserwatorium i jest nadzieja że nasza historia zmiękczy im serca. Po chwili ochroniarz prosi o nasze formularze wejściowe, jadą po nas! Przyjechali po nas pracownicy swoimi prywatnymi samochodami. Mamy 5, 10 minut na zdjęcia na placu przed teleskopami. Nie posiadamy się ze szczęścia! Na szczycie Cerro Paranal widoczność grubo ponad 200 kilometrów, bez problemu widoczny Llullaillaco oddalony o 190 kilometrów. No i teleskopy... Antu, Kueyen, Melipal i Yepun... Przytłaczająco wielkie... W trakcie rozmowy z naszymi przewodnikami jeden z nich zaproponował, że może nas zabrać do budynku kontrolnego i opowiedzieć o pracy w obserwatorium. Nie śmieliśmy odmówić. Do środka teleskopu nie można było wejść tego dnia, trwała kalibracja - pewnie robili darki albo flaty, też bym nie wpuścił ;). Na koniec zdjęcia grupowe z przewodnikami, nasza niedoszła wycieczka cały czas ciekawie nam się przygląda. Musieliśmy podejrzanie wyglądać małą grupą z 2 przewodnikami, jedyni bez kasków - wizyta vipów Szczęśliwi kontynuujemy jazdę do Antofagasty. Rezygnujemy z odwiedzenia Hand of the Desert, zapada zmierzch, przed nami jeszcze sporo kilometrów, nie ma sensu ryzykować dokładania kolejnych. Tej nocy czeka na nas wygodny hotel i długi poranek, zasłużony odpoczynek po ostatnich dniach pełnych gonitwy. Jutro wyprawa w serce pustyni gdzie spędzimy następny tydzień - San Pedro de Atacama.
- 25
- 2
- 1
-
- Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem.
- Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem.
Wreszcie obrobiłem zdjęcia więc zabieram się do spisania wspomnień z niedawnej wyprawy do Chile podczas której przemierzyliśmy prawie 6000 kilometrów i spędziliśmy siedem astronomicznych nocy na najsuchszej pustyni świata. W ostatecznym składzie ekipy znaleźli się:
- Mateusz Błaszczak @Alice
- Krzysiek Dominiak czyli ja
- Bartosz Makowski @maquu
- Tomek Mrugalski @thomson
- Marek Pacuk z synem Maksem
- Jakub Roszkiewicz @qbanos
- oraz Bernie Volz (nasz zaćmieniowy guru z USA).
Nie była to typowa wyprawa astronomiczna, gdzie żyje się w nocy, a śpi w dzień. Byliśmy raczej nastawieni na zobaczenie i poznanie tak wielu rzeczy jak to tylko możliwe z astronomią pomiędzy. I chyba udało się tak krajoznawczo jak i astronomicznie. Przywiozłem dość nocnego materiału by mieć co obrabiać w trakcie białych nocy Relacje podzielę na dni, bo z jednej strony ogranicza mnie ilość miejsca na zdjęcia, a z drugiej mój brak zdolności pisarskich. Zwyczajnie nie dam rady opisać tego wszystkiego za jednym posiedzeniem. To chyba tyle tytułem wstępu.
Dzień pierwszy
Tego dnia w zasadzie nie wydarzyło się nic ciekawego. Po przylocie do Santiago i załatwieniu dwóch Pathfinderów, lokalnej waluty, kart sim oraz jedzenia ruszamy 800 kilometrów na północ do Copiapo. Mniej więcej w połowie drogi w La Serenie zatrzymujemy się zjeść późny obiad. Tutaj też widzimy pierwsze plakaty reklamujące zbliżające się całkowite zaćmienie Słońca. Zmęczenie lotami i długą jazdą powoduje, że poważnie myślimy o zatrzymaniu się tu na noc zamiast kontynuowaniu jazdy. Ostatecznie kawa i posiłek poprawiły wszystkim humory i postawiły na nogi. Do Copiapo docieramy sporo po zachodzie Słońca.Dzień drugi
Copiapo posłużyło nam jako punkt wypadowy pod Argentyńską granicę do malowniczej laguny Verde. Po długim locie i szaleńczej jeździe samochodem tuż po nim, nie ma nic lepszego niż kolejne 500 kilometrów, tym razem w trudnym terenie Wstajemy wcześnie rano i kierujemy się na północny wschód. Krajobraz zmieniał się wielokrotnie: od drogi przez pustynie, przez zielone pastwiska i wąską dróżkę zawieszoną w kanionie docieramy na przełęcz na wysokości ponad 4000m. Nieprzyzwyczajeni (rano byliśmy jeszcze na 400m!) wyraźnie odczuwamy niskie ciśnienie, a każdy większy ruch kosztuje nas zadyszkę. Zostajemy tu chwilę nacieszyć się widokami i porobić zdjęcia. Przy okazji przeprowadziliśmy niezamierzony eksperyment - w Copiapo, czyli 4 kilometry niżej, kupiliśmy 2 paczki czipsów które przeleżały w bagażniku całą drogę. Jedna już strzeliła, drugą można zobaczyć na zdjęciu poniżej. Dalej szlak prowadzi do Chilijskiego punktu granicznego znajdującego się w parku narodowym Nevado Tres Cruces. Stąd już niedaleko do celu naszej wyprawy, raptem 80 kilometrów. Trasa wiedzie po dobrej drodze, ale biorąc pod uwagę nagłą zmianę wysokości jedziemy ostrożnie. Po około godzinie docieramy na miejsce. Laguna całkowicie mnie oczarowała i podobała się najbardziej spośród wszystkich które odwiedziliśmy podczas tego 2 tygodniowego pobytu (może dlatego że ta była ta pierwsza?). Niezwykła była ilość soli, wszystko było dosłownie białe. Wiał też silny, słony wiatr przez co chodzenie bez okularów było właściwie niemożliwe. W drodze powrotnej zastała nas noc, a wraz z nią południowe niebo. Nie było siły, musieliśmy się zatrzymać i choć chwilę popatrzeć. Oczarowani wracamy do Copiapo zjeść i wyspać się solidnie, bo już jutro wizyta w VLT!- 28
- 1
- 1
-
7 minut temu, Antoni napisał:
A co sadzicie o VNC bo coś też przeczytałem? Jeśli ktoś stosuje to proszę o opinię jego jak się sprawuje itd.
Ja używałem w lokalnej sieci. Bardzo duże możliwości konfiguracji, można ustawić sobie tak by w minimalnym stopniu obciążał sieć, umożliwiał transfer plików itd. No i stawiamy własny serwer, a nie powierzamy naszą prywatność zewnętrznej firmie.
-
11 minut temu, Tayson napisał:
Budżetowy kolimator Howiego
Ciężko uwierzyć w walkę z kolimacją trwającą rok.
13 minut temu, Tayson napisał:Pamiętaj jeszcze o pięknych refleksach w RCkach.
W produktach GSO.
- 2
-
18 minut temu, wessel napisał:
Na przykład ASA 10 z kompletem reduktorów i extenderów.
Chyba przestali się bawić w sprzęt dla maluczkich. Najmniejsze co znajduje się u nich na stronie to 400mm, z montaży też najmniejszy to DDM100.
-
Duży sztywny newton, ODK, RC do tego CCD z dużym pikselem i obserwatorium w Andach Ewentualnie sztywny newton 10" i Atik 414EX na montażu z napędem paskowym
-
Winter weź dowolnego laptopa z allegro i zasilaj go z 12V, branie drogiego lapka z dużą baterią to moim zdaniem strata kasy, lepiej kupić za to inny sprzęt.
- 1
-
Czy to pytanie retoryczne?
-
70W to laptop pobiera podczas ładowania. Przy wyłączonej matrycy w trybie oszczędzania energii powinien pobierać mniej niż 1/5 tej wartości.
-
Nawet słowa komentarza, chyba wszyscy już wszędzie byli i wszystko widzieli. Takie rzeczy na nikim nie robią już wrażenia
-
7 godzin temu, szuu napisał:
aha, no a dlaczego nie ma aberracji chromatycznej? bo poza tym że obraz składa się z jednego punktu, nie ma również czegoś takiego jak długość fali. obliczamy parametry soczewki dla jednego konkretnego współczynnika załamania.
Czyli zwykły click-bait i w zasadzie informacja nieprawdziwa?
-
Jest taki wątek 'jednoklatkowce'. Tak tylko przypominam, nikomu nie zabraniam aktywności na forum.
-
O co chodzi z trailerami zdjęć?
- 3
-
Moja ulubiona kolorystyka
-
9 godzin temu, Piotr4d napisał:
Jak oceniasz komfort pracy z nowym montażem w porównaniu do EQ6.
Lunetka pozaosiowa przy której można usiąść na krzesełku a nie pół leżeć pół bić pokłony w kierunku północy, precyzyjne wyważanie, pokrętła alt/az chodzące jak masełko no i fakt, że uruchamiasz i działa - to zdecydowanie na plus. Prowadzi naprawdę fajnie, ale przerobimy jeszcze oś i dołożymy enkoder, zobaczy się jak wówczas poprowadzi. Na minus wyższa waga i rozmiar, ale osie można rozłączyć i każdą przenieść osobno za rączki transportowe.
9 godzin temu, Piotr4d napisał:Kurcze, ale jestem ciekawy pomacać
Na jesiennym na 100% (a może na jakimś wcześniejszym ), ale nie mogę obiecać, że będzie to już finalna wersja.
- 4
-
A ja zapytam inaczej: ile lat zbierałeś materiał?
- 2
- 1
-
- Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem.
- Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem.
Podczas testów prowadzenia mojego montażu ze stopki wycelowałem w NGC 7000. Dobrodziejstwem fov mojego zestawu jest to, że pozwala przyjrzeć się dokładnie poszczególnym fragmentom, bez rozpraszania widza obrazem całości. Dziś burza wodorowa znajdująca się na północny-zachód od zatoki. Zdjęcie robiłem już ponad tydzień temu, ale jakoś nie było czasu obrobić.
27x300s Ha 7nm
Orion Optics CT10, Atik 414EX, montaż o kodowej nazwie N50
- 16
-
Ło matko jaka ładna Łomega
- 1
- 1
-
Nie wciśniesz w canonową wersję koła filtrowego, już to przerabiałem. U mnie skończyło się na klonie adaptera Geoptika w który można wkręcać filtry.
-
pytałeś ostatnio jaka paleta bi-color nam bardziej odpowiada. No to odpowiadam: właśnie taka
- 1
-
5 godzin temu, Prot napisał:
Jak wypada sztywność, jak ciągniesz za koniec tuby, czuć delikatne sprężynowanie na paskach?
Tak, oczywiście. Musimy się jeszcze przyjrzeć na ile jest to elastyczność, a na ile źle naciągnięty pasek. Nie jest to luz znany ze ślimacznicy jest to stawiająca spory opór elastyczność.
-
11 minut temu, danon napisał:
A nie będzie miał przy tym 2x mniejszego fov?
No to nic innego poza pełną klatką nie ma sensu.
-
@Nowok76C Chyba sprzedaje Atika 428EX za 2500. To to samo co 460 tylko trochę mniej pikseli. Nie znajdziesz nichego lepszego i zostanie kasa na koło filtrowe z kompletem filtrów.
- 2
-
Godzinę temu, count.neverest napisał:
To mnie zawsze zdumiewało. Co to oznacza? Że każdy Newton F4 jest kiepsko wykonany? Bo sam kilka dni temu oglądałem, jak kolega kolimował Taka Epsilona 130. To parę min roboty. F3,3 i kryje pełną klatkę doskonale. Dlatego też wiem, że refraktor zastąpię tym modelem, a myślałem o jasnym Newtonie. Owszem- budowa jest nieco inna no i cena również, ale gdzie tkwi ta cała różnica, że Newton jest taki męczący a Takahashi niemalże bezobsługowy?
Zapewne w średnicy i cenie 130mm to zabaweczka w świecie newtonów. Poza tym pełna klatka czyli pewnie jakiś dslr ze sporym pikselem i kolorową matrycą która sama z siebie ukryje sporo wad. W temacie mówimy o cmosach z pikselami 3, 4 krotnie mniejszymi, do tego mono więc można mówić o kilku-kilkunasto krotnie większych wymaganiach.
Chile 2019
w Spotkania, zloty, wyjazdy i imprezy
Opublikowano
Dzień czwarty
Po śniadaniu udaliśmy się do wypożyczalni zostawić uszkodzony samochód jednocześnie mocno trzymając kciuki by mieli coś większego niż tico. Na miejscu okazało się, że w istocie mają 4 samochody które mogłyby nas interesować, ale jeden był uszkodzony, jeden zarezerwowany więc zostały dwa - pathfinder i wielki pickup nissana. Jako że przyjechaliśmy pathfinderem to taki też samochód dostaliśmy w zamian. Zrobiliśmy nim jakieś 400m po czym wróciliśmy z powrotem. By nie używać słów powszechnie uznanych za obelżywe powiedzmy, że zawieszenie było w nie najlepszym stanie. Nie mieli wyjścia, musieli dać nissana. Załatwiwszy tę sprawę mogliśmy udać się w kierunku San Pedro. Najpierw jednak zahaczyliśmy o znajdujące się w pobliżu klify La Portada. Przepiękne miejsce, setki ptaków, naturalny łuk skalny i klify rozciągające się na obszarze ponad 30 hektarów.
Następny przystanek na trasie to Chacabuco - miasteczko górnicze istniejące zaledwie 14 lat, od 1924 do 1938 roku. Wydobywano i przetwarzano tutaj azotany, ale wraz z wynalezieniem w Niemczech na przełomie lat 30 i 40 metod syntetycznych przemysł ten popadł w ruinę, a w raz z nim wyparowała połowa chilijskiego PKB. W czasach Pinocheta Chacabuco przeistoczono w obóz koncentracyjny... Obecnie z wolna odrastaurowuje się poszczególne części miasta. Na zwiedzenie całości niestety nie starczyło czasu, przed nami zaopatrzenie w prowiant w Calamie i dalsza jazda do San Pedro.
Do celu dzisiejszej jazdy - Atacama Space Lodge - dotarliśmy w nocy, w sam raz by zaniemówić na widok Drogi Mlecznej rozciągającej się nad naszymi głowami. W euforii robiłem zdjęcia opierając aparat o relingi na dachu pickupa Po kolacji w miasteczku rozpoczęliśmy obserwacje, a astrofociarze dodatkowo nierówną walkę z ustawieniem montaży na biegun południowy. Chciałoby się całą noc do samego rana, ale niestety jutro pobudka najpóźniej o 7. Następnego dnia czeka na nas ALMA!