Cześć, niektórzy robią astro z balkony, niektórzy robią astrokanciapy a ja, ja jestem astrotułaczem. I tak od 2 lat tułam się to tu to tam moją 23 letnią Nubirą. I dopóki ja albo ona się nie zepsuje tułać się będę. Wiadomo , CZORNE niebo fajne, ale CZORNE niebo daleko. W związku tym począłem zastanawiać się czy tak dalej być musi? Do teraz prowadzę prowadzę eksperymentalne badania nad tym ile można wytrzymać cierpienia zanim nie rzuci się astro.
Nubira straciła ogrzewanie jakieś 1,5 roku temu, linki od przednich szyb się pourywały i szpary po 1 cm. Natomiast ja w stroju astro-rolnika (18 kompletów ubrań plus 5 par skarpet plus gumowiaki) próbuję nie umrzeć do rana
Jakieś 2-3h jest ok ale potem zaczynamy morsowanie na sucho, gdzie od 3 nad ranem nogi same zaczynają chodzić. Pierwsza noc jest jest spoko, ale przy piątej pod rząd to zaczynam mieć omamy. Żeby nie było , przeżyłem w ten sposób już kilkadziesiąt nocy, z mrozem do -18 włącznie gdzie musiałem ogrzewać lalka własnym ciałem żeby nie zamazł, ale powoli zaczynam myśleć że niedługo mogę umrzeć od mojego pieknego hobby.
W związku z tym zastanawiam się nad jakąś alternatywą w postaci namiotu samorozkładającego się plus do tego śpiwór zimowy. Tak żeby wiecie, cyk myk i gotowe. Już z samym setupem jest wystarczająco dużo roboty , żeby do tego jeszcze dokładać samodzielne rozkładanie namiotu. Plan jest taki aby wyciągnąć namiot, wskoczyć do jakiegoś śpiwora zimowego i takim szałasie pilnować setupu przez całą noc (SWSA, uciekająca ostrość, upiory, nie wiadomo co robiący o 2 nad ranem na środku niczego ludzie etc. ). Problem jest tylko jeden, ani z jednym ( namiot) ani z drugim ( śpiwór ) nie mam żadnych doświadczeń.
Czy ktoś z Was ma jakieś doświadczenia z ww akcesoriami w aspekcie mroźnych nocy ? Da radę nie zamarznąć do rana ?
PS. Druga alternatywą jest rozkładanie świeczek w Nubirze ale mam delikatny problem z nie do końca szczelną instalacją gazową ( ekonomia i ekologia ) i nie chcę spłonąć/wybuchnąć ...