Uczyłem się ptaków na bieżąco, wraz z robieniem zdjęć. Normalnie pstrykałem wszystko, co latało, a potem wieczorami sobie sprawdzałem.
Wcześniej znałem tylko polskie gatunki, a i to tak od biedy
Na Sri Lance dla turystów nie ma żadnych problemów z bezpieczeństwem. Owszem, jest tam raczej bieda itp... co widać. Ale turyści przywożą dolarusie, i to realnie pomaga całemu kraju stanąć na nogi, więc można powiedzieć, że każdemu na Sri Lance powinno zależeć, żeby Twój wyjazd się udał - i w dużej mierze tak właśnie jest.
Problemy mogą być co najwyżej komunikacyjne, ale to nawet dwóch Polaków czasem się nie potrafi dogadać
Najważniejsze dla mnie było to, że w hotelach, których spałem był ktoś, kto porządnie potrafił rozmawiać po angielsku. Taki ktoś (najczęściej manager) potrafi Ci załatwić wszystko i w dobrej cenie.
Szukanie okazji samemu może się skończyć trafieniem na jakiegoś naciągacza. Ale powtarzam: niebezpieczeństwa żadnego nie ma: jeśli zacznie się podnosić głos i wyrażać głośno oburzenie to wystarczy, żeby przepłoszyć większość naciągaczy
Wiedząc to, wszystkie dalsze podróże załatwiałem z managerami hoteli, prosząc ich o polecenie "swojego człowieka" który by nas zawiózł porządnym autem z punktu A do B i może jeszcze po drodze zatrzymał się na jakąś kawkę, zdjęcie z wodospadem itp itd.
W miastach i wioskach oczywiście wszędzie jeżdżą tuk-tuki, czyli motoryksze. Takie motorki z dachem i dwoma siedzeniami z tyłu. W ogóle nie ma co łazić na piechotę, tylko taki tuk-tuk nas wozi za kilka złotych w różne miejsca na nawet całkiem sporych dystansach. Za jakieś 60-70zł będzie nas tak woził cały dzień
Podróż tuk-tukiem jest bardzo orzeźwiająca, bo jest cień i wiatr, dla moich dzieci to była atrakcja sama w sobie
Żeby się nie dać oszukać zasada jest prosta: cenę ustalamy, zanim wsiądziemy. Doświadczenie mnie też nauczyło, żeby nie machać dolarami, tylko wymienić wszystko na lokalną walutę i przyswoić sobie przelicznik Nie ma zbyt dużo rzeczy, za które na Sri Lance zapłacilibyśmy więcej niż w Polsce, przeważnie jest znacznie taniej.
W restauracjach, które mają angielskojęzyczne menu raczej nie będzie problemu z higieną itp. - wiadomo, zawsze lepiej sprawdzić jakieś lepsze, albo zapytać managera/kierowcę gdzie jest jakieś dobre miejsce. Jest sporo knajp robionych specjalnie pod turystów.
W lutym nie mieliśmy też żadnych problemów z komarami - tzn. kilka nas ugryzło, ale jesteśmy zdrowi Dzień zaczynaliśmy od spryskania się czymś z dużym procentem DEET, druga dawka po południu. Prawdziwy problem jest w miesiącach "mokrych" tj. maj-sierpień.
Jestem ultra zadowolony, bo wyjazd (pomijając ptaki) był mega udany, spełniliśmy wszystkie założenia: objazd + wypoczynek, dzieci dobrze się bawiły. Oczywiście, spora część kosztów takiego wyjazdu to bilety lotnicze, i dla 4-osobowej rodziny to jest największy ból
PS co do kura bankiwa to masz rację, @Frosch, choć kur cejloński też chyba ma zbliżone DNA