Skocz do zawartości

Krzysztof z Bagien

Społeczność Astropolis
  • Postów

    3 133
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    5

Treść opublikowana przez Krzysztof z Bagien

  1. Próbowałem takiej kombinacji i niczego sensownego nie zobaczyłem. Znaczy oczywiście widać tarczę planety, ale szczegółów - żadnych. Nie wiem, może należałoby się wybrać gdzieś, gdzie seeing będzie lepszy, bo z mojego balkonu to niestety jest mocno bez szału
  2. Krzysztof z Bagien

    Wycena druku

    Poprawiłem, teraz jest właściwy plik.
  3. Krzysztof z Bagien

    Wycena druku

    Mam. Jakby coś, to po otwarciu powyższego linku u góry po prawej powinien być przycisk "pobierz" i powinna być opcja pobrania w formacie .stl Edit, nie ten plik, tera powinno być dobrze Adapter do Firefly'a v1.stl
  4. Krzysztof z Bagien

    Wycena druku

    W sumie racja https://a360.co/2xxeh1P
  5. Krzysztof z Bagien

    Wycena druku

    Podłączam się - w sumie to wymyśliłem sobie takiego jednego dynksa, który mi jest do szczęścia potrzebny w tej chwili, ale z racji tego, że drukarki (jeszcze) nie posiadam, to zapytam: czy ktoś byłby tak miły i mi to wydrukował za jakąś rozsądną kasę?
  6. To nie jest tak, że "zwykłe" szkło ultrafioletu w ogóle nie przepuszcza, po prostu przepuszcza go dość słabo. I, zdaje się, powłoki przeciwodblaskowe też nie pomagają. SCT ma korektor niewielkiej grubości i coś tam przez niego przechodzi (i przez soczewki Barlowa też), natomiast na pewno nie wszystko. Z kolei korektor Maksutowa jest już na tyle gruby, że UV zostaje za nim bardzo mało - zrobiłem taki eksperyment z filtrem UV dla ubogich (czyli filetowy + IR cut) - i nie dopatrzyłem się żadnych szczegółów na tarczy planety. Może (duuużo) większy kaliber pozwoliłby coś tam zarejestrować. Znalazłem coś takiego: BK7 - 380–2100 nm UVFS - 195–2100 nm CaF2 - 170–8000 nm MgF2 - 150–6500 nm ZnSe: - 600–16000 nm
  7. Jaki miałeś czas pojedynczej klatki? To ten "germański" filtr od braci Chińczyków?
  8. Dwa razy mi się zdarzyło, że aparat się sam wyłączył, a wcześniej temperatura matrycy wyświetlała się na czerwono (że niby bardzo wysoka) - i oba razy było podczas focenia Słońca przez teleskop (konkretnie jak łapałem tranzyt ISS) i z włączonym Live View. Fakt - było to latem, więc było w ogóle dość gorąco, ale poza tymi dwoma przypadkami, czy to deszcz czy słoneczna spiekota, aparat nigdy się sam nie wyłączył z powodu temperatury, choćby nie wiem jak długo chodziło LV. Możliwe, że i tak by się wkrótce przegrzał, albo Słońce po prostu dołożyło ze kilka stopni i to była ta kropla, która przegięła pałę goryczy Zresztą - zaraz zrobię eksperyment. Włączam aparat z LV i idę ogarnąć parę rzeczy i zobaczymy co będzie jak wrócę. Startujemy od 23 stopni. Po 22 minutach jest 51 stopni (na pomarańczowo). Przez kilka razy mignęło 53, ale zaraz spadło do 51. Minęło 50 minut, jest 56 stopni i więcej nie chce być. Przemyślałem to sobie i mam taką hipotezę, że na zjawisko składa się kilka czynników, mniej lub bardziej oczywistych: - matryca grzeje się od samego patrzenia (w sensie, że jak jest włączona); - jak jest gorąco to przede wszystkim startujemy z wyższego pułapu no i poza tym mniejsza różnica temperatur sprawia, że matryca trudniej pozbywa się ciepła; - teleskop (więc i powietrze wewnątrz niego) się nagrzewa od światła słonecznego powyżej temperatury otoczenia, więc matryca przez konwekcję też oddaje ciepło słabiej; - pomimo tego, że większość promieniowania folia odbija, to jednak jakaś tam jego część pada skupiona na matrycę i jest to promieniowanie właściwie w pełnym zakresie, z kolei matryca może wypromieniować energię tylko w dalekiej podczerwieni, czyli dużo mniej skutecznie, niż Słońce tej energii do niej dostarcza. No i jak to się wszystko poskłada, to się nam aparat przegrzeje
  9. Do kupienia w Niemczech: https://www.baader-planetarium.com/en/solar-observation/astrosolar-photo-film-od-3.8.html?___SID=U
  10. Nie używaj Live View bez potrzeby, bo wtedy lustro jest podniesione, migawka otwarta i światło pada bezpośrednio na matrycę i ją nagrzewa. Aparat powinien się sam wyłączyć, jeśli zrobi mu się za gorąco, więc raczej nie powinno mu się nic stać - ale żeby się nie okazało, że się przegrzał właśnie w najciekawszym momencie. Rozważ instalację Magic Lantern w aparacie (jeśli jeszcze tego nie masz), to będziesz mógł na ekranie wyświetlić m.in. właśnie temperaturę matrycy.
  11. Mam inny brand i model rejestratora (zapewne robione przez tego samego Chińczyka), ale oprogramowanie jak widzę jest to samo - i można na kompie oglądać tylko przez IE, w Chromie nie działa wtyczka, która jest potrzebna do szczęścia. W Operze, z tego co czytam, też nie działa. Można też podłączyć jakiś monitor bezpośrednio do rejestratora. Edit: można też zainstalować sobie do Chrome'a taki dodatek o nazwie "IE Tab" - i wtedy będzie działać.
  12. A to pierwsze, to zeschnięty chleb ze słonecznikiem czy innymi ziarenkami
  13. To ja też: Stack z kilkunastu zdjęć; zanim zdążyłem złapać coś bardziej sensownego, to się zachmurzyło.
  14. A jak nikt nie będzie chciał Cię obsłużyć (albo przynajmniej prawie nikt)? Albo w jakiejś rozsądnej odległości od Ciebie będzie akurat tylko jeden sklep z danym asortymentem? Ja wiem, to są takie teoretyczne rozważania - ale po co tworzyć prawo, które choćby w teorii dopuszcza dyskryminację dowolnych osób czy grup? W przytoczonym przypadku drukarza część narodu (w tym, niestety, osoby odpowiedzialne za stanowienie prawa) się ucieszyła, bo padło akurat na grupę niezbyt lubianą (że tak eufemistycznie napiszę) przez obecną władzę i część społeczeństwa. Ale równie dobrze, na podstawie tego samego wyroku TK, można by odmówić obsługiwania kobiet w ciąży, niepełnosprawnych, rowerzystów czy jąkałów. Możliwości mamy teraz nieskończone, teraz każdy może się zasłaniać klauzulą sumienia. Jeśli prawo na coś takiego pozwala, choćby teoretycznie, to jest po prostu złe.
  15. Tak, ale wadliwy towar to tak jakby zupełnie odrębna kwestia. Jak pisałem - uważam (jako sprzedawca), że ogólnie pomysł, żeby kupujący miał możliwość zapoznania się z towarem kupowanym przez internet analogicznie do zakupów w sklepie stacjonarnym jest jak najbardziej w porządku, natomiast powinien on ponosić całkowity koszt takiego zapoznania się. No i problemem jest nadużywanie tego prawa przez konsumentów, czytałem jakiś czas temu, że są jakieś tam mniej lub bardziej luźne pomysły, żeby jednak trochę to ograniczyć - ale konkretów póki co nie ma. Można do tematu podejść w ten sposób, że uczciwsze jest obciążanie kosztem zwrotu tego, który coś zwraca, niż wszystkich klientów solidarnie Trudno się z tym chyba kłócić. Jeśli przedsiębiorca poniesie szkodę przekraczającą wartość przedmiotu - można sobie taką teoretyczną sytuację wyobrazić - to kupujący powinien za to zapłacić. W praktyce chyba trudno o coś takiego, a poza tym bez wyroku sądu raczej marne są szanse na tego typu odszkodowanie. A generalnie jeśli towar jest całkowicie zniszczony, to kupujący dostaje jedynie zwrot kosztów przesyłki. Mamy tu diw różne i niezależne od siebie rzeczy - koszt dostarczenia rzeczy do kupującego i koszt zwrotu dokonanego przez kupującego (czyli, po ludzku mówiąc - przesyłka DO klienta i OD klienta). Jeśli przedsiębiorca nie poinformuje konsumenta o tym, że w wypadku zwrotu będzie on musiał zapłacić za przesyłkę OD siebie, to ma obowiązek pokryć jej koszt (w praktyce się to nie zdarza - każdy sklep ma stosowną informację tam gdzie trzeba). Zupełni niezależnie od tego faktu sprzedawca ma obowiązek zwrócić kupującemu całość wpłaconej kasy, łącznie z kosztem przesyłki DO niego (a ściślej kosztem "najtańszego zwykłego sposobu dostawy" - jak kupujesz towar za 100zł i masz do wyboru paczkę za 10zł i kuriera za 15zł i wybrałeś kuriera - to po zwrocie towaru sprzedawca zwraca Ci 100zł za towar + 10zł za najtańszą przesyłkę). To nieco trudniej byłoby zakwestionować, ale jeśli cena jest podana publicznie, to jakieś rażące różnice typu kilka zer więcej też by pewnie nie przeszły.
  16. A wygrał? Technicznie tak, no ale... O ile kojarzę, to Sąd Najwyższy uznał, że gość nie ma prawa zasłaniać się poglądami i z tego powodu odmówić wykonania usługi (moim zdaniem słusznie). A potem Zbynio zaskarżył przepis do Trybunału Konstytucyjnego (obsadzonego już przez sędziów z nadania partii rządzącej, więc...) i ten uznał, że przepis jest niekonstytucyjny. Tylko takie postawienie sprawy, że swoboda zawierania umów (która nota bene może być i jest na różne sposoby ograniczana - choćby przepisami konsumenckimi) okazuje się być ważniejsza od zasady równości obywateli bez względu na płeć, wyznanie, poglądy, niepełnosprawności, pochodzenie czy orientację seksualną (itd.)- co, uważam, tworzy dość niebezpieczną sytuację prawną. Nie oznacza to, że tak na pewno się stanie, ale w myśl tak rozumianych przepisów nie ma niczego złego np. w lokalach typu "Nur für Deutsche" sprzed osiemdziesięciu lat. Nie powinno się w ogóle doprowadzać do sytuacji, kiedy coś takiego jest w obecnym stanie prawnym choćby teoretycznie możliwe. Mówisz "głupota" - a co będzie, jeśli to właśnie Ty będziesz tym, któremu się odmawia sprzedaży?
  17. Dokładnie o to chodzi w tych przepisach. Trzymając się przykładu ciuchowego - rozmiar może się zgadzać (choć z tym bywa różnie), ale bez przymierzenia nie wiesz, czy będzie dobrze na Tobie leżało. Problem jest taki, że konsumenci tego prawa bardzo mocno nadużywają, szczególnie właśnie jeśli chodzi o ubrania - tu ponad połowa zakupów kończy się zwrotem, ludzie sobie zrobili darmową wypożyczalnię. To jest jeden problem. Drugi jest taki, że taki zwrot (przypominam, wprowadzono to po to, żeby kupujący miał możliwość zapoznania się z towarem) powoduje powstanie kosztów po stronie sprzedawcy - musi on zwrócić opłatę za towar (który do niego wraca i jeśli jest OK można go sprzedać) oraz za przesyłkę do klienta (a ta usługa została zrealizowana i przewoźnik nie odda za nią pieniędzy). Jeśli ktoś chce obejrzeć towar przed zakupem i jedzie do sklepu, to w wypadku jak jednak nie kupi, sprzedawca nie zwraca mu przecież kasy za bilet. A w przypadku zakupów przez internet tak jakby musi, co jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe, bo mówimy przecież o zrealizowanej usłudze. Trzeba mieć świadomość, że ogólna zasada (wyrażona w przepisach) jest taka, że zawartą umową należy realizować i nie można tak po prostu od niej odstąpić czy wypowiedzieć jej bez żadnej przyczyny. Musi istnieć uzasadniony powód takiego odstąpienia (np. kiedy druga strona nie wywiązuje się ze swojej części), albo trzeba się jakoś dogadać (czyli, jak to się ładnie mówi, rozwiązać umowę za porozumieniem stron). Przepisy konsumenckie wprowadzają wyjątek od tej reguły, ale obowiązują one tylko w ściśle określonych przypadkach. Więc myślę, że np. w przypadku, który kiedyś nam tu opisywał kolega alinoe to akurat sprzedawca miał rację i miał pełne prawo drugiego zwrotu nie przyjąć - bo sytuacja wykroczyła poza ramy tych ściśle określonych przypadków. Sklep pewnie odpuścił, bo nie chciało im się łazić po sądach, - a w sumie szkoda, bo chciałbym zobaczyć wyrok wraz z uzasadnieniem, byłaby ciekawa lektura. Trochę błędnie rozumujesz. Sprzedawca wszystkie koszty które ponosi pokrywa z pieniędzy, które otrzymuje od klientów - w tym koszty obsługi zwrotów. Tak więc tak naprawdę w ostatecznym rozrachunku płacą za to właśnie ci klienci, którzy kupują towar i go nie zwracają. To trochę tak jak z różnymi świadczeniami typu 500+ - przecież to nie działa w ten sposób, że Kaczyński co miesiąc wyciąga z portfela trzy czy cztery miliardy (czy ile tam to kosztuje) i je rozdaje; to jest kasa, którą do budżetu najpierw wpłacili podatnicy. Taka redystrybucja dóbr w nieco nowocześniejszym wydaniu. I z przedsiębiorcami jest tak samo - za wszystko (łącznie z papierem toaletowym w firmowym kiblu i herbatą dla pani Jadzi z księgowości) płacą tak naprawdę klienci. Niektórzy sprzedawcy też chyba nie do końca to ogarniają i dlatego podchodzą do tematu tak, jakby im klient, zwracając towar, pieniądze z kieszeni wyciągał. Mnie najbardziej przeszkadza całe to zawracanie dupy i związana z tym biurokracja, z których na koniec nie ma żadnego pożytku (poza tym, że przewoźnik sobie zarobił na wożeniu towaru w tę i nazad - ale to ja na tym nie korzystam), a którą trzeba przerobić. Ale ja mam generalnie mało zwrotów - ale np. we wspomnianej wyżej branży odzieżowej to jest niestety istna plaga, wbrew temu co się Tobie wydaje - babeczki "pożyczają" sobie w ten sposób np. sukienki na jedną imprezę i wtedy nie dość, że trzeba ogarnąć biurokratyczną stronę takiego zwrotu, to jeszcze trzeba jakoś doprowadzić ciuch do stanu, w którym będzie się nadawał do sprzedaży. Sam pomysł z tymi zwrotami jest generalnie spoko i jest to pożyteczne (wykonanie, jak pisałem, nieco miej), ale trzeba pamiętać kto tak naprawdę jest sponsorem (pan płaci, pani płaci...). Zgodnie z przepisami nie można w takiej sytuacji odmówić przyjęcia zwrotu. Sprzedawca ma jedynie prawo pomniejszyć zwracaną kwotę o tyle, o ile zmniejszyła się wartość odesłanego sprzętu (czyli jak odeślesz złom, to dostaniesz tyle, ile dostałbyś za taki złom na skupie + koszt przesyłki). Nie, kupujący płaci tylko za odesłanie; sprzedawca ma obowiązek zwrócenia opłaty za przesyłkę do klienta (uważam, że to nieuczciwe podejście ze strony ustawodawcy, ale tak stoi w przepisach). A co do darmowości zwrotów - patrz wyżej. Parafrazując klasyka: nie ma czegoś takiego jak darmowy zwrot. Generalnie sprzedawca nie ma prawa odmówić sprzedaży bez uzasadnionej przyczyny. Nie wiem, czy sąd (gdyby doszło do sprawy sądowej) ewentualnie uznałby upierdliwość klienta za przyczynę wystarczająco uzasadnioną. A z tymi ofertami to jest różnie - niektórzy stosują taki dupochron w celu zabezpieczenia się przed skutkami np. błędów w cenie, choć tak naprawdę nie jest to moim zdaniem potrzebne, można sobie z czymś takim poradzić inaczej, a może to rodzić pewne problemy natury organizacyjnej (np. należałoby każde zamówienie ręcznie zweryfikować i przyjąć, i wysłać kupującemu potwierdzenie zawarcia umowy, co generuje jakiś tam dodatkowy nakład pracy - a jeśli się to zautomatyzuje, żeby człowiek nie musiał tego sprawdzać, to równie dobrze momentem zawarcia umowy może być kliknięcie przez klienta "kupuję i płacę").
  18. Gościu, moją mamę to zostaw w spokoju, OK?
  19. Ty, faktycznie. Okazuje się, że to jest jak z Marksem-Engelsem - to są dwie różne osoby Tak to jest jak się po nocy siedzi zamiast spać
  20. I myślisz, że ile tych odsetek będzie? Nie chcę Ci psuć zabawy, ale od kwoty... powiedzmy... 1.000zł, za miesiąc opóźnienia dostaniesz niecałe 6zł. Tak, że wiesz - nie wydaj wszystkiego od razu na głupoty Zanim uruchomisz prawników, rzeczników i inne sądy, to oni Ci tę kasę trzy razy zdążą oddać. A zupełnie poważnie - skoro oświadczenie o odstąpieniu złożyłeś 12 lutego (zakładam, że wysłałeś jakiegoś maila czy coś), to odsetki możesz zacząć naliczać dopiero od dzisiaj (czyli 27 lutego). Jeśli jednak moje założenie jest błędne i oświadczenie wysłałeś w paczce z odsyłanym towarem, to czas na zwrot środków liczy się od momentu otrzymania oświadczenia przez sprzedającego. Musisz też mieć świadomość, że sprzedawca ma prawo wstrzymać się ze zwrotem pieniędzy do momentu otrzymania towaru - nie podałeś szczegółów, więc rozpisuję wszystkie możliwości - jeśli np. twoja przesyłka jeszcze do nich nie dotarła, to nie mają póki co obowiązku zwracania Ci pieniędzy, nawet jeśli od złożenia oświadczenia minęły dwa tygodnie. Nie wiem jak im płaciłeś, ale może też być tak, że po prostu nie mają twojego numeru konta (tak będzie np. w przypadku przesyłek pobraniowych albo płatności przez PayU itp.) i dlatego proszą o jego podanie. Zamiast zakładać, że chcą Cie oszwabić (hehe) i się spinać - wykaż odrobinę dobrej woli i współpracuj choć w minimalnym zakresie, bo to leży w twoim interesie (jaki rym mi wyszedł!). To nie jest jakaś firma-krzak, żeby od razu zakładać najgorsze. Edit: A, jeszcze jedno. Już chyba kiedyś pisałem, że sprzedaję różne rzeczy przez internet. No więc generalnie nie podobają mi się tego typu zabawy ze zwrotami (i np. nigdy w życiu z tego prawa jako kupujący nie skorzystałem - staram się kupować z głową), bo to, z mojej perspektywy, po prostu zawracanie dupy i więcej potem biurokracji niż to warte - ale dobra, niech se ludzie mają, rozumiem ideę, choć wykonanie (w sensie konstrukcji tych przepisów) nie do końca mi pasuje. W każdym razie, kończąc tę przydługą wypowiedź, chyba mi się zdarzyło parę razy spóźnić ze zwrotem kasy (bo zwyczajnie zapomniałem, bo jakieś tam święta czy inne urlopy były po drodze), ale jakoś nikt nigdy specjalnie nie burczał. Natomiast gdyby mi ktoś przed upływem terminu zaczął grozić sądami... Gdyby ktoś był naprawdę mocno irytujący, to specjalnie, złośliwie, bym pieniędzy nie oddał i nawet podesłał namiary na rzecznika praw konsumenta - i niech się delikwent buja po sądach Stać mnie na to, żeby zapłacić odsetki nawet i za pięć lat zaległości razem z kosztami sądowymi. To tak do przemyślenia, że czasem nie warto się spinać, szczególnie jak się nie do końca ma rację.
  21. Nie mam niczego wartościowego do napisania (fota rewelacyjna!), ale przypomniała mi się Futurama
  22. Jeszcze trochę i będziem się kłaniać do samej ziemi
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.