Skocz do zawartości

wimmer

Społeczność Astropolis
  • Postów

    5 010
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez wimmer

  1. Cześć. Przeoczyłem Twojego posta, wybacz. Ostatnio mniej bywam na forum. Moje zniknięcia są również związane z rozpoczęciem pracy nad kolejną książką. Książka nie podbiła rynku wydawniczego ani nie stała się znanym dziełem. Po części ze względu na to, że moja twórczość jak i moje nazwisko niewiele jeszcze znaczy, a w drugiej części ze względu na charakter wydawcy. Nie wydałem książki w dużym, znanym wydawnictwie, gdzie na reklamę przeznacza się pewnie spore sumy, więc dlatego promocja książki była raczej skromna. Moim zdaniem jednak całkiem niezła jak na debiut. Wieści o książce pojawiły się na sporej ilości blogach, portalach, nawet tych dość znanych jak np. Charaktery.eu. Ilość sprzedanych egzemplarzy jest niewielka, ale podoba mi się to, że cały czas ktoś ją kupuje. Po jednej, po dwie, czy nawet po pięć sztuk cały czas księgarnie zamawiają. To bardzo miłe i napawa mnie nadzieją na przyszłość. Oznacza to, że książka nie została wydana i zapomniana, ale że cały czas nowi czytelnicy po nią sięgają. Recenzji jest niedużo, ale jak do tej pory każda recenzja jest pozytywna. I to bardzo mnie cieszy i daje powód do dumy. Jakiś czas temu w kwartalniku Creatio Fantastica pojawiła się najbardziej dogłębna i szczegółowa recenzja jak do tej pory. Autorka również pięknie zinterpretowała "Nieistotne". Jestem cały czas zaskoczony tą recenzją. Dla zainteresowanych: Znajduje się tutaj: https://creatiofantastica.com/2017/01/09/cf-nr-3-4-54-55-2016-lovecraft/ Trzeba zjechać na dół i poszukać "mnie" w recenzjach książek. Czuję się zmotywowany do pisania i robię to. Ostatnio dość mocno pozmieniałem moje plany pisarskie, ale o tym później. Temat filmowania, adaptacji komiksowej czy nagranie audiobooka zostawiam osobom zainteresowanym moją powieścią. Wiem tylko tyle, że "Nieistotnemu" brakuje przede wszystkim popularności, aby ktoś pochylił się nad adaptacją, włożył w nią czas i pieniądze. Napisanie tej książki nauczyło mnie przede wszystkim cierpliwości. Chciałbym, żebyście wiedzieli, że wydanie własnej książki i zaistnienie jako pisarz jest procesem długim, powolnym, bardzo rozciągniętym w czasie. Na efekty mojej pracy przyjdzie mi pewnie poczekać jeszcze kilka lat (i może ze dwie książki wydam w tym czasie). Gdybym miał jakoś zobrazować ten proces, to porównałbym go do hodowli ryby, którą potem wypuszczam na zawsze do stawu zmrożonego przez wieczną powłokę lodu. Wyhodowałem tę rybę. Albo ładną, albo niekoniecznie. Albo dużą, albo niewielką. Tak, czy siak wpuściłem ją do stawu. Przyszła wieczna zima, okryła staw przeźroczystą taflą lodu. Teraz mogę jedynie pójść nad staw i przez lód obejrzeć sobie moją rybkę, czy żyje, czy sobie pływa, czy podrosła, czy ma się dobrze. Ale już tej rybki nie zmienię. Już ją wypuściłem. Mogę tylko przyglądać się i kibicować. Ewentualnie mogę jeszcze zareklamować mocno moją rybę, ale nie robię tego. Może to zrobię. Może się za to wezmę. Ale czy nie lepiej czas na reklamę dawno wypuszczonej rybki spożytkować na wyhodowanie następnej, żeby swoimi dziełami zarybiać staw? Na przykładzie mojej książki mogę powiedzieć, że książka papierowa sprzedała się w ilości 8,8 razy większej niż wydanie elektroniczne. Jednak taką różnicę mogły spowodować różne czynniki, jak np. ten, że e-book ukazał się kilka miesięcy po wydaniu papierowym, kiedy już osoby zainteresowane przeczytały ją na papierze. Niemniej te sztuki, które się sprzedają po jednej, po dwie, czy po pięć, są w znacznej większości wydaniem papierowym. Wygląda na to, że znacznie więcej osób sięga jednak po papier. Tak, jak pisałem wcześniej, nie odniosłem sukcesu komercyjnego ani finansowego. Nie będę pisał kwoty, jaką uzyskałem do tej pory ze sprzedaży książki, ale na auto nie starczyło Wystarczyłoby może na jakiś w miarę niezły okular do teleskopu No i o tych moich zmianach planów jeśli chodzi o pisane: Zrobiłem dość szalony krok, ponieważ kilka miesięcy temu odłożyłem na bok praktycznie gotową nową książkę. To była książka złożona z dwóch nowel, które zahaczały o tematykę i problemy w sferze człowiek-maszyna / maszyna-człowiek. Porzuciłem plany wydania jej dla powieści o specyficznym wydźwięku takiego "tajemniczego s-f". I gdy już zacząłem pisać, to znów zmieniłem zdanie i odłożyłem powieść o roboczym tytule "Usługa" dla klimatu w którym czuję się najlepiej: dla postapokaliptycznego s-f z motywami drogi. I właśnie zbieram wenę, aby zacząć kolejny rozdział i już rozwinąć główny wątek w powieści o roboczym tytule "Psy i ludzie". Na tę chwilę jestem już pewien, że najpierw napiszę "Psy i ludzie", a potem być może wezmę się za "Usługę". Porzucone prawie gotowe dwie nowele nie znikną jednak w szufladzie. Mam jeszcze ze dwa pomysły na następne nowele, i cały czas przychodzą mi do głowy nowe, więc może drugą lub trzecią książką będzie zbiór opowiadań, czy nowel. Odnośnie "Psów i ludzi": Powieść będzie zawierać moje ulubione motywy, a więc będzie dało się wyczuć pewne podobieństwo do "Nieistotnego", ale będzie o czymś zupełnie innym. Będzie również opowiedziana w inny sposób. Dziękuję Ci, Eklogu, i Wam wszystkim za podtrzymanie zainteresowania. Jak widzicie proces hodowania ryby i wypuszczania jej do stawu jest długi. Ja tego nie czuję. Dla mnie to całe godziny, wieczory i dni rozmyślania, budowania historii, wymyślania motywów i wątków. Czas leci bardzo szybko, gdy wymyśla się wydarzenia do nowej książki. A jeszcze szybciej leci, gdy siada się do mozolnego spisywania tych wszystkich myśli. Życzę sobie, abym miał tyle zapału, aby dokończyć moje nowe dzieło do września i wydać je na początku następnego roku. pozdrawiam
  2. Szukam kogoś, kto pracuje w serwisie laptopów Lenovo i ma dostęp do części zamiennych. Mogą być używane - sprawne

    1. enkoder

      enkoder

      wimmer, napisz do mnie PW, co potrzebujesz, p/n mile widziane ;)

  3. No i jestem po seansie kinowym Ghost In the Shell. Uczucia mam mieszane, ale z przewagą na plus. Nie zawiodłem się, ale i dupy mi też nie urwało. Tak jak przypuszczałem, dorobek reżysera prawdopodobnie nie pozwolił mu zaprezentować swojej własnej wizji, a w zamian reżyser, zdaje się, że starał się tego po prostu nie zepsuć. Zatem dostajemy prawie całkowite odwzorowanie kultowego anime w hollywoodzkim filmie. Wiele scen jest wręcz przepisanych 1:1. Również wiele charakterystycznych ujęć z góry, z dołu, z wysokiej perspektywy. Wiele rzeczy jest identycznych. I to się dobrze ogląda, z takim uczuciem "łał, to wygląda tak, jak w oryginale", ale z drugiej strony można odczuć "to już było, to jest wręcz przepisane". Film mnie nie zachwycił, takie odnoszę wrażenie, dlatego, że dobrze znam wersję animowaną i oglądałem to z uczuciem, że ja to już dobrze znam, że to po prostu adaptacja na "taśmę" filmową i niewiele więcej. Odnoszę wrażenie, że ktoś kto nie lubi anime i nigdy nie obejrzał, może teraz obejrzeć filmową adaptację i poczuć klimat, i w zasadzie dużo nie straci. Napisałem, że niemal prawie całkowite odwzorowanie, ponieważ film miesza trochę pierwszą część GITSa z drugą ("Innocence"). Obraz świata na duży plus. Ładnie to było zrobione. Przepych reklam i jaskrawych kolorów z brudem i chaosem w uliczkach. Świetne ulepszenia cybernetyczne i bardzo ciekawe kreacje cyborgów. Scarlett Johansson podobała mi się w roli Major. Przypominała ją. Bardzo fajnie wczuła się w tę rolę - istoty, która jest zbiorem przeciwieństw i ma duży problem z określeniem zarówno swojej prawdziwej tożsamości jak i tożsamości płciowej. Ta kreacja była moim zdaniem bardzo ciekawa. Piękna kobieta z zewnątrz, która ową kobietą nijak się nie czuje. Ładne ciało, które porusza w bardzo nieładny i niekobiecy sposób: szeroki chód, długie machanie rękami, zgarbienie - jakby to co w środku było niekompatybilne z tym co nosi na zewnątrz. Natomiast Batou wydawał mi się trochę groteskowy. Owszem on był specyficzny w oryginale, ale moim zdaniem aktor w filmie był źle dobrany. Tak jakby wygląd aktora dopasowali do roli (głównie specyficzną fryzurę i kolor włosów), zamiast dopasować aktora do istniejącej już postaci (na etapie castingu). Z chęcią obejrzę jeszcze raz. Daję 7/10
  4. I ja wczoraj oglądałem "Pasażerów". Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tło filmu, czyli statek kosmiczny i podróż na inną planetę zostało jedynie "doklejone" do typowego romansidła. Może po to aby odróżnić je od innych romansideł. Całe skąpe sci-fi w tym filmie zostało nagięte do potrzeb romansidła i to w taki sposób, że stało się nielogiczne, wręcz niedorzeczne. Do tego, jak już wcześniej koledzy wspomnieli, film jest bardzo przewidywalny. Nie kumam tego scenariusza (o części rzeczy wspomniał już Paether): -Postać kapitana jest tam tylko po to, żeby dać im dostęp do mostka. Gość się budzi i zaraz umiera. Nie wnosi absolutnie nic ważnego. To najkrótsza rola Lawrence'a Fishburna? -Pełno automatów i robocików do sprzątania, ale ani jednego robota, który mógłby czuwać nad naprawami najważniejszych części statku? Te wszystkie urządzenia, kelnerzy-roboty, automatyczne podajniki super żarcia, wygody, luksusy, apartamenty, sala gier, kino, basen, tarasy widokowe są na statku aby zapewnić ludziom luksus na 1 miesiąc, tuż po obudzeniu i tuż przed lądowaniem. Natomiast na 120 lat podróży bez udziału ludzi statek nie ma żadnych poważnych systemów naprawczych. Taaa....
  5. Mam pomysł, jak zrobić taniej : Sprzęt używany, ale w dobrym stanie. Odnowiony ('refurbished'). Wiele marek oferuje towary odnawiane. W naszym środowisku np. Meade. Giełda sprzętu używanego w naszej "branży" działa prężnie od bardzo dawna. Przykładowo mogłoby to wyglądać tak, że sklep ma dział sprzętu "używane, sprawdzone". Np. montaż. Wyczyszczony, na nowo nasmarowany, wyregulowany. Często sprzęty używane nie ustępują wyglądem i działaniem od nówek. Myślę, że wielu z nas kupiłoby używanego pewniaka za 200zł mniej.
  6. Mam duże obawy, patrząc na "dorobek" artystyczny reżysera. Mam duże obawy, że spartolą "Ghost In the Shell" i z tytułu zniknie "Duch" i zostanie tylko "Pancerz" Jeśli spartolą ikonę, kult wręcz, to nigdy więcej nie uwierzę już w Hollywood. Dlaczego takiego ważnego filmu nie reżyseruje któryś z doświadczonych reżyserów, ze swoją charakterystyczną wizją świata, np. Scott, Nolan, czy Fincher? (Cameron, wiadomo, zajęty Avatarami). Jeśli producentów nie było stać na któregoś z drogich reżyserów, to mam solidną obawę, że film będzie oszczędny w formie... *edit* Muzyka z pewnością nie będzie spartolona, bo tworzy ją mistrz: Clint Mansell
  7. Jest dużo racji w Twojej wypowiedzi (w całej z resztą). Ja staram się zawsze opowiadać o swojej pasji ludziom w moim środowisku, także tym, z którymi pracuję, oraz tym nowo poznanym. Przez dłuższy czas pracowałem też z młodzieżą w różnym wieku (szkoła podstawowa, gimnazjum, liceum). W absolutnie 99% przypadków dłuższej rozmowy pada temat o UFO, o strefie 51 lub o tym, że to ściema, że ludzie wylądowali na Księżycu. Kilku ludzi, których lekko już zaraziłem tym, aby zastanowić się, co mamy nad głowami notorycznie pyta mnie o każdy "news" z interii czy onetu, że jakieś transformujące się gigantyczne obiekty są na obrzeżach Układu Słonecznego, czy też leci do nas wielki statek kosmitów (ma dolecieć w marcu ) Skala wiary w takie rzeczy jest po prostu ogromna! Ludzie racjonalnie myślący i sprawdzający te teorie w świetle faktów i argumentów naukowych to zaledwie promil! Każdy, nawet najbardziej niedorzeczny news jest wchłaniany przez tą dużą część społeczeństwa szybciej niż naukowe podstawy. Bo łatwiej takie coś wchłonąć, niż usiąść przy fizyce, matematyce, geografii. Nawet jeśli trafia się osoba podchodząca z rozsądkiem do tego typu informacji kwituje to stwierdzeniem "do końca nie wiadomo, może coś takiego istnieje". Mało kto sięga do narzędzi rozsądzających i obalających te wyssane z palce teorie. A poza tym: Szaleńczych teorii i newsów na ich temat jest w Internecie jakieś 100 razy więcej niż opracowań obalających te teorie.
  8. Już po mnie. Na przyszłym zlocie znajdziecie mnie dopiero w niedzielę, leżącego przy teleskopie i odwodnionego...
  9. Wszystko przez mróz. To wina zimna. Tylko największe wizualowe twardziele dają radę stać godzinami przy teleskopie przy -18 stopniach. Gdyby była to wiosna lub jesień, to jak zawsze, nawet bym nie zszedł z pola obserwacyjnego
  10. Nie wiem. Tak się złożyło. Jedni lubią zimne eMki, a inni gorącą herbatę Merytorycznie "krok wstecz"? Nie dla mnie. Najcenniejszych przyjaciół poznałem właśnie na zlocie. Dziś jesteśmy jak rodzina, a przyjaźń przenieśliśmy daleko poza zloty astronomiczne. To jedne z najcenniejszych osób w moim życiu. Krok wstecz byłby wtedy, gdybym znał kogoś 8 lat, a nic o nim nie wiedział. Ja też nie miałem problemu z wydzieleniem czasu na część astronomiczną... Tylko taka ze mnie spryciula, że na "wykonanie mojego programu astronomicznego" potrzebowałem jakieś 40 minut, a resztę zlotu mogłem poświęcić na przyjemności towarzyskie Innymi słowy: idę na łatwiznę "Wizual nie umiera, wizual się integruje?" - nic nie poradzę na to, że z powodu ciągłego obserwowania dużych odległości w kosmosie część wizualowców pragnie bliskości innych osób Przestrzeń taka chłodna i pełna samotności, a ośrodek taki ciepły i pełny dobrej energii
  11. Wróciliśmy wczoraj bezpiecznie o ludzkiej jeszcze godzinie, pozwalając odespać całe to zajście. Jeżdżę na zloty od dawna i w pewnym sensie byłem przekonany, że nic z życia zlotowego nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Lepsza, czy gorsza pogoda, w tym czy innym miejscu, życie zlotowe miało mnie nie zaskakiwać już. No chyba, że na zlocie wybuchłaby akurat Betelgeza... No i wybuchła Betelgeza radości z rozbłyskiem gamma pozytywnych emocji. Dawno się tak dobrze nie bawiłem. Cieszę się, że udało mi się zacieśnić znajomości do tej pory "przelotne". I że usłyszałem wiele cennych wskazówek, pomysłów rozwoju naszej pasji. Cieszę się, że poznaliśmy się lepiej. Dziękuję za rozmowy na tematy luźne i te ważniejsze. Super, że w kilku przypadkach nie będziemy kojarzyć się już tylko z awatarów i z forum, ale ze wspólnie poruszonych tematów. Świetnie, że się do siebie zbliżyliśmy. Jeśli niknie pomiędzy ludźmi krępacja i ktoś ze zlotowiczów prosi do tańca drugą osobę, a potem dużo osób tańczy, to znaczy, że się lubimy, że nadajemy na tych samych falach i powinniśmy częściej się ze sobą spotykać i częściej dobrze bawić. Poznaliśmy się przy teleskopach, nieśmiało pytając o obiekty obserwacji, a teraz śpiewamy piosenki i tańczymy. Piosenki, których nie znamy, ale jesteśmy pewni, że śpiew to nasz ukryty talent Ale za to tańczymy świetnie! Te kocie ruchy. Dżon Travolta w "Gorączce sobotniej nocy". Super, że Łukasz pomyślał o narzędziach generujących wrażenia, począwszy od okularów VR, skończywszy na zestawie do karaoke. Jak zawsze w Odernym, obsługa była znakomita, a jedzenie jeszcze lepsze. Pogoda dopisała. Poszerzyłem swoją kolekcję o zdjęcie Wenus, na któej bardzo mi zależało. Jestem zadowolony z efektu. Koledzy fociarze też sporo ustrzelili. Czyli było wszystko, co trzeba! Acha... Zaczepił mnie wczoraj 'head-hunter' z największej polskiej wytwórni muzycznej w sprawie karaoke. Mówił, że mimo, iż z piosenki "Song 2" zespołu Blur, znaliśmy dobrze tylko "Łuuuuuuu - Huuuuuuu", to wyszło lepiej niż oryginał. Kontrakty będą wysyłane pocztą.
  12. Ustrzelona na minionym właśnie zimowym astrozlocie w Odernym. 100 najlepszych klatek z avika około 1800 klatek.
  13. Się nie będzie można w spokoju piwa napić... :/
  14. Chciałem odgadnąć hasło! : Okoń!
  15. Jak w wojsku: w ostatniej minucie napychasz do paszczy ile się zmieści i wybiegasz ze stołówki ...a po kieszeniach upychasz to, czego nie zdarzyłeś zjeść.
  16. Moje pierwsze poczynania z astrofotografią planetarną pozwoliły mi sfotografować w satysfakcjonujący sposób Jowisza. Wenus jest następna w kolejce. Marsa i Saturna skopałem i muszę czekać na następną dobrą okazję. Może jeszcze Urana uda mi się zahaczyć. A DSy? Tak, przeoglądałem się już tych DSów na warszawskim niebie
  17. Ja będę miał ciśnienie (jak) na Wenus!
  18. Chciałbym mieć takie coś. Ja bym się nawet nie zastanawiał, czy to jeszcze wizual, czy już nie, i że zwolennicy "naturalnego wizuala" krzywo na mnie patrzą. Takie urządzenie to coś pośrodku, pomiędzy wizualem i astrofoto. Z wizuala zostaje obcowanie pod niebem i gapienie się w okular, a z astrofoto detal obiektów i kolor. Niechby tylko jakość obrazu była dobra, żeby było czuć głębię w okularze, a nie właśnie uczucie patrzenia na mały ekranik. A najlepiej jeszcze do tego zastosować jakiś 'flip-mirror' i sobie patrzeć: tak wygląda bez wzmocnienia, a tak ze wzmocnieniem.
  19. Oczywiście, tak. Jednak mogą być to dwie osoby na pięciuset astrofotografów. To by była właśnie ta nisza, o którą mi chodziło.
  20. Aaaa, i jeszcze jedno: "Stara gwardia" i "Młode wilki". "Młode wilki" przychodzą po radę do "Starych gwardzistów". Od zarania wieków tak jest, że "młody" pyta o radę "starszego". A jeśli wszyscy "Starzy gwardziści" będą astrofotografiami? Albo inaczej: Co jeśli ze "Starej gwardii" pozostaną aktywni tylko astrofotografowie? Obserwuję to już od dawna. "Starzy" wizualowcy gdzieś przepadli. Zostało bardzo niewielu. Obserwuję również duży wzrost "Młodych wilków" którzy pytają "jak zacząć przygodę z astrofoto" albo "jaki sprzęt do astrofoto za tyle, a tyle". Obserwuję bardzo duży wzrost zainteresowania astrofotografią. Nie wiem, czy ktoś to jeszcze widzi, czy może ja żyję w matrixie
  21. Bardzo fajne te statystyki wizualowe z Forumastronomicznego. Pozwól jednak, że będę trzymał się tematu "dokąd zmierza", a więc przyszłości astronomii amatorskiej, a nie teraźniejszości. Chętnie wrócę do dyskusji o statystykach wizualowych za 4-5 lat. Chciałbym się mylić, ale śmiem przypuszczać, że na FA również przeważy astrofoto. Wszędzie przeważy astrofoto. 4-5 lat to niewiele. Zleci jak z bicza strzelił. Umiem przyznawać się do pomyłki czy błędu i będę czekał z niecierpliwością na to, co czas pokaże
  22. Odczytałem temat wątku jako rzecz traktującą o naszym środowisku - miłośników astronomii. Placówki to raczej zawodowcy (z wyjątkiem tych szczęściarzy, którzy pracują wykonując swoje hobby). Czy w temacie chodzi o nas - zbiór amatorów, czy o planetaria, astrobazy i placówki też? Nie wiem. Może twórca tematu sprecyzuje. Droga placówek i droga amatorów może się różnić.
  23. Nie liczy się. Oni się zainteresowali na minutę. A my tu o miłośnikach astronomii, którzy czynnie uprawiają swoje hobby. Też się nie liczy, gdyż CNK to placówka naukowa. Robią to, ponieważ taka jest ich funkcja. A my tu o miłośnikach, hobbystach, normalnych "nas".
  24. Cóż, Karolu, nie dojdziemy najwidoczniej do porozumienia i pozostaniemy z dokładnie odmiennym zdaniem, ponieważ: Nigdzie i nigdy nie natknąłem się przypadkiem na astronoma amatora. Nigdy nie spotkałem takiego na wycieczce, na spacerze w parku, nie usłyszałem o takim w autobusie, pracy, kawiarni, czy szkole. Natomiast wszystkich, których znam, spotkałem w Internecie, w 99% na forach. Biorąc pod uwagę, że Internet jest głównym źródłem informacji dla młodzieży (i starszych też), uważam, że portale i fora internetowe o tematyce astronomicznej stały się wizytówką środowiska miłośniczej astronomii. Stały się głównym członem. Stały się wynikiem wyszukiwania. Czy tego chciały, czy nie. Przykładu podawać nie muszę, ale podam: młody człowiek chce się dowiedzieć, czy przez teleskop zobaczy Jowisza. Nie będzie szukał tych wszystkich rozsianych po kraju miłośników astronomii, których jest mnóstwo, ale nie wiadomo gdzie ich szukać, tylko wejdzie w wyszukiwarkę i wpisze swoje pytanie. Wyszukiwarka przeniesie go prawie na pewno na jedno z for internetowych o tematyce astronomicznej. To nie "tylko fora", jak napisałeś. To aż fora. Miejsca w wyjątkowo łatwym dostępem, gdzie każdy może czerpać garściami wiedzę. Kiedy chce i ile chce.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.