Uwaga, chyba znalazłem sposób na spory odpis od sumy wydatków:
Jeśli ktoś dzięki hobby potrafił interesująco opowiadać niewiastom o gwiazdach itp., czego konsekwencją byłby ożenek i gigantyczne dożywotnie koszty utrzymania żony, dzieci itd., to chyba wszelkie wydatki na astrohobby poczynione PRZED ślubem można potraktować jako koszty operacyjne akcji pozyskania żony? A chyba nikt nie będzie twierdził, że żenienie się to hobby.
Ponadto po ślubie, choćby przez SZACUNEK dla żony, wypada co najmniej utrzymać dotychczasowy średnioroczny poziom astrowydatków jako element zawsze dobrze widzianej stabilizacji - przynajmniej do czasu absolutnie jednoznacznego sygnału ze strony żony, że należy już ograniczyć te wydatki (wyprowadzka do mamusi, pozew rozwodowy itp.).
Przy odpowiednio planowanych i księgowanych astrowydatkach może się okazać, że jest to bardzo tanie hobby