W nocy byłem w tym układzie.
Akcja zaczęła się na Ziemi. Byłem wyznaczony do lotu. Razem ze sporą grupą ludzi brałem udział w badaniach medycznych, szkoleniach a każdego dnia spoglądając w (bezchmurne!) niebo widziałem jak powstaje statek na orbicie. Statek był dużo większy od ISS. Olbrzymi, w kształcie koła jak wielka opona rowerowa (bez reszty koła czyli szprych i osi). Błyszczał w słońcu jak aluminium.
Potem akcja przeniosła się na sam statek, który obracał się majestatycznie symulując grawitację (a tak chciałem zakosztować nieważkości...). Byłem oczywiście wewnątrz tej opony - korytarze, pomieszczenia itp. Nie wiem jaki był zastosowany rodzaj napędu, ale lecieliśmy "bokiem" czyli jakby wzdłuż osi obrotu statku. Pchała nas jakaś siła z Ziemi czy Księżyca lub z całego US. Ktoś mówił, że to jakiś rodzaj promieniowania (laser, mikrofale) trafiające w środek obrotu statku ale nie mogłem tego obczaić. Grzaliśmy jak opętani a pomieszczenia czasami drżały.
No i dolecieliśmy.
Nie wiem jak wyglądało hamowanie. To następne niedopowiedzenie, ale pamiętam jak okrążaliśmy blisko bardzo czerwoną gwiazdę a potem planetę.
Dalej to już byłem na planecie. Zostaliśmy podzieleni na niewielkie grupy, można tam było oddychać, ale do nosa prowadziły jakieś rurki, może z dodatkowym tlenem. Powierzchnia z górskim krajobrazem, mnóstwo skalnych pieczar ale też i plaże, tylko wody nie pamiętam... No i pierwsze spotkanie z obcymi!
W sumie byli bardzo podobni do nas (sylwetka, twarze itp) ale jacyś tacy inni. Mieli takie powolne, spokojne ruchy. Nic nie mówili, ale bez problemu wiedziałem co chcą nam przekazać. Ubrani w powłóczyste szaty. Oblicza ich jakby jaśniały. Ktoś z grupy powiedział, że są czymś w rodzaju jaszczurek czy też gadów ale na naszym poziomie ewolucji. W pomieszczeniach wykutych w skale nie było mebli, czy czegoś w tym rodzaju.
No i nastąpiła katastrofa!
Znikąd pojawiły się nagle potwory. Coś w rodzaju wielkich jaszczurek, ciemne i zimne. Rozrywały i zjadały głównie tubylców, ale też naszych. Przyjaźnie nastawieni tubylcy nagle stwierdzili, że to myśmy te potwory przywieźli i musieliśmy szybko opuścić planetkę. Był potworny chaos, jacyś ludzie (żołnierze?) ostrzeliwali korytarze żeby zrobić przejście w tych potworach. Masakra.
Potem pamiętam tylko jak przez okno patrzyłem na oddalające się czerwone słońce.
Obudziłem się. Sen jak film.