obserwacja świecącego punktu, który zmienia jasność o 1% - cóż może być bardziej nudnego...
a równocześnie cóż może być bardziej ekscytujacego, gdy wiemy, że powoduje to planeta, której nigdy nie zobaczymy, a istnieje też szansa że nie tylko my, ale w ogóle żaden człowiek nigdy jej nie zobaczy
z blogu dowiedziałem się, że do wykonania pomiaru, który jeszcze kilkanaście (?) lat temu byłaby sensacją na skalę światową, wystarczy teleskop o nikczemnej aperturze 8cm - chociaż pewnie do tego jakaś dobra kamerka(?). czy taka konfiguracja ("zawodowa" matryca i taki sobie teleskopik) to właśnie minimum finansowe?
proste kryteria: nie mamy nic, ile musimy wydać żeby zarejestrować tranzyt jakiejkolwiek (najłatwiejszej) egzoplanety? jakies propozycje zestawów?