A takie coś:
Gdyby nie było promieniowania termicznego, to lustro i otoczenie osiągnęły by w końcu stan równowagi termicznej, lustro miałoby tą samą temperaturę, co otoczenie.
Teraz jeśli ktoś grzałby lustro malutką grzałką, to miałoby temperaturę wyższą niż otoczenie - oczywiście, bo byłaby dodatkowa energia dostarczana do lustra. Temperatura nie wzrastałaby w nieskończoność, tylko przepływy ciepła od lustra do otoczenia i od grzałki do lustra wyrównałyby się (im większa różnica temperatur tym większy przepływ ciepła, więc mamy ujemne sprzężenie zwrotne)
Analogicznie, ochładzanie lustra malutkim peltierem ustabilizowałoby temperaturę lustra nieco poniżej temperatury otoczenia.
Zgadzamy się?
No to teraz zamiast peltiera włączmy do naszego obrazka promieniowanie cieplne. Gdyby lustro było otoczone ze wszystkich stron ciałem o tej samej temperaturze, to wciąż zachowywałoby równowagę termiczną. Ale tak nie jest. Z jednej strony - od strony nieba - lustro ma ciało o dużo niższej temperaturze. Ile stopni ma kosmos? Stawiam, że jakieś kilka Kelwinów? A jaką powierzchnią się "styka" z lustrem? Tym mniejszą, im dłuższy mamy odrośnik
Więc fragment lustra, który wymienia się promieniowaniem termicznym z kosmosem działa tak jak chłodnica. Jej moc pewnie można policzyć, ale z pewnością przepływ ciepła jest na tyle znaczący, żeby oziębić lustro o kilka kluczowych stopni.
Jest to trochę do przemyślenia, i wchłania się powoli, ale skutecznie. Tutaj jeszcze ekologiczny artykuł w ramach ciekawostki związanej z tematem
https://www.realclearscience.com/blog/2018/07/09/how_people_created_ice_in_the_desert_2000_years_ago.html