Generalnie za noc astronomiczną uważa się okres, gdy Słońce jest poniżej 18 stopni pod horyzontem. Wtedy mamy gwarancję, że niebo jest maksymalnie ciemne (z dobrym przybliżeniem). Ja zaczynam i kończę focenie właśnie wtedy, gdy Słońce przekracza tą umowną granicę. Ewentualnie, jak jest Księżyc lub słaba (zaświetlona) miejscówka, to naginam tą granicę do 16 stopni (czyli zaczynam wcześniej, kończę później), bo z uwagi na większą ogólnie jasność nieba, różnica tych dwóch stopni jest pomijalna, a czasu nieco przybywa. Pod ciemnym niebem widać na zdjęciu zauważalną różnicę między -18, a -16 st, gdy nie ma Łysego, a miejscówka dobra, a już między -18 a -20 st różnica jest pomijalna. Jak widać, ten ktoś co wymyślił -18 st miał łeb nie od parady
Oczywiście w okolicy czerwca mamy zjawisko białych nocy, gdy to Słońce nigdy nie schodzi poniżej 18 st, więc żeby coś poobserwować, to trzeba nagiąć zasady
Tayson, te 2h po zachodzie akurat prawie idealnie się pokrywają z -18 st, ciekawe